25-01-2014, 17:22
PROLOG
Zegar na wieży w ratuszu wybija północ. Na ulicy jedynie bezdomni ukryci w ciemnych kątach,bezpańskie psy i koty. Pada zimny deszcz , a jego dźwięk brzmi niczym klawisze fortepianu,grającego melodię śmierci. W murach zamku można usłyszeć wilki z pobliskiego lasu,wyjące do księżyca. Dziś wyją mocniej niż zwykle,gdyż księżyc jest w trakcie fazy pełni. Jedynym źródłem światła jest karczma "Pod Czerwonym Orłem", z której słychać także dźwięki z taką różnicą że są wesołe. Tam, jak gdyby nigdy nic, ludzie weseli tańczą,zabawiają się z kobietami,rozmawiają przy kuflu najlepszego,miejskiego piwa. W kącie siedzi samotnie jedna osoba. Nikt nie wie kto to,ponieważ nikt nie ma zamiaru dosiadać się do ponurej postaci. No prawie nikt . . . W stronę stolika, przy którym siedziała ów tajemnicza osoba podszedł znany z bójek Bolg który już był mocno podchmielony.
-Ej koleżko? Dupa cię nie boli od tego siedzenia? Byś potańczył jak inni.
Wokół cisza. Wszyscy z napięciem i ciekawością obserwowali przebieg wydarzeń. Osobnik, nie śpiesząc się, sięgnął po drugi kufel ciemnego piwa,wziął dużego łyka i nie patrząc na zaczepki osiłka, wrócił do lektury.
-Głuchy jesteś czy nie mowa? Mówię do ciebie gnojku! Nie chcemy tu takich ponuraków jak ty. Bawisz się albo spadasz!
Milczy.
-Ty kurduplu!- Mówiąc to, Bolg sięgnął swoją wielką łapą po twarz ofiary.
Już dotknął swoją ofiarę, gdy z niewiadomych przyczyn znalazł się na ziemi. Tajemnicza postać zwinnymi ruchami sięgnęła po sztylet i przyłożyła go pod gardło napastnika, mówiąc do niego dziwnym głosem.
-Nauczysz się szacunku do innych albo ktoś poderżnie ci gardło!
Pięściarz sięgnął szybko ręką po kaptur obrońcy. Udało mu się go musnąć, po czym spadł z głowy . . . kobiety. Bolg w tym samym momencie stracił dwa palce. Kobieta, zauważając że została zdemaskowana, uciekła z karczmy. Wszystkiego świadkiem, oprócz kupców, podróżników, pijaków, ladacznic, barda, pięściarzy, kelnerek i barmana, był około siedemnastoletni chłopiec . . .
Rozdział 1
Następnego poranka, w małej wiosce rozeszła się plotka o tajemniczej kobiecie. Pogłoskom z zainteresowaniem przysłuchiwał się siedemnastoletni chłopiec ... może jednak już mężczyzna, bo tam po ukończeniu szesnastu lat wchodzi się w życie dorosłych. Tak czy inaczej miał on na imię Luis. Był niski, szczupły, niewysportowany, w szkole uczył się przeciętnie. Jego pasją był taniec, książki i poezja. Przysłuchując się plotkom ukazywał mu się na twarzy drwiący uśmieszek. Słyszał różne wersje, ale najpopularniejsze były takie wieści jak: pięściarzowi rozszarpał rękę wilkołak, uciął mu palce toporem krasnolud (a ludzie w tej krainie nienawidzili ''nieludzi'') czy chyba najbardziej trafne, palce mu ucięła elficka kobieta dwoma błyszczącymi mieczami. On jako jeden z niewielu znał prawdę. Reszta była tak pijana, że nic nie pamięta a jeśli mają jakieś krótkie sceny w głowie, które im utkwiły, to do tych fragmentów dodawali więcej wyobraźni niż faktów. Więc ów nastoletni mężczyzna wszedł do sklepu gdzie pani Nadia, miła staruszka, sprzedawała zioła i lekarstwa.
- Dzień dobry Pani Nadio.
- Oooo Luis. No nie najgorszy dzień, ale mógłby być lepszy. Cóż Ci potrzeba młody człowieku?
- Potrzebuję dla siostry coś na ból gardła.
- Mam coś idealnego dla dziewięciolatki ... Byleś w karczmie wczoraj prawda?
- Tak, bylem i chyba jedyny trzeźwy - śmiejąc się odpowiada na pytanie staruszki
- Chodzą tutaj plotki niczym mrówki. Opowiedz jak było naprawdę a lekarstwo dostaniesz za darmo.
I tak młodzieniec zaczął opowiadać staruszce ze szczegółami przygodę w karczmie, po czym wrócił do domu z lekami. Mieszkał z matką i ojczymem oraz z siostra. Ojca nie znał. Mama nie mówiła o nim. Ojczym go bił. Z siostra dobrego kontaktu nie miał. Mieszkał w drewnianej chacie za wioską. Mąż matki pracował jako rolnik, ale dla siebie nie dla króla czy innego możnego arystokraty. Sprzedawał warzywa i owoce w wioskach na targach a zboże tutejszemu młynarzowi. W wolny czas chodził na ryby. Mama zajmowała się ogródkiem i pracami domowymi a Luis pisał wiersze oraz opowieści, oprócz tego musiał pomagać jeszcze przy zwierzętach. Jego rodzina zamożna nie była, przeciętna majątkowo i uboga emocjonalnie. Luis kochał przygody, musiał czegoś zasmakować. Tego dnia miał ochotę pójść na polowanie. Wziął swój łuk, który ojczym mu dawno temu zrobił, parę strzał, do plecaka schował krzesiwo i prowiant. Wszystko odłożył w kącie swojego pokoiku po czym poszedł nakarmić zwierzęta. Po wykonaniu swoich obowiązków poszedł na przechadzkę po lesie. Spacerując zobaczył dziwne ślady podobne do ludzkich,ale znacznie większe oraz kłak czarnej sierści.''Lepiej przygotuję truciznę do strzał.'' Z niepokojem i lekkim strachem przed tym co może go spotkać, postanowił się zabezpieczyć.