Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Uszka po Wolkańsku
#1
[Obrazek: wulkan-uszka-jejeje.png?w=480&h=128]

Mars. Stocznia orbitalna „Utopia Planitia”. Cztery miesiące po powrocie Vision z obcej galaktyki. Mocno przebudowany statek opuszczał właśnie dok. Był to srebrny spodek, którego przód był lekko wklęsły. Tam znajdowała się czasza deflektora, zamontowana w podobny sposób jak na pierwszym statku Floty nazwanym Enterprise (NX-01). Od dołu, zostały przyczepione gondole. Obok nich, znajdowały się dwie wyrzutnie torped fotonowych. Na bokach „talerza” umiejscowione zostały emitery fazowe, przypominające ciemnobrązowe paski. Z tyłu były dwie, dodatkowe wyrzutnie. W centrum spodka, na samej górze, wystawał mostek – miejsce dowodzenia, przypominający swym wyglądem mały korek od butelki. Wokół mostka, znajdowały się cztery emitery, półokrągłe paski. Na gondolach i łączniku od spodu, również zostały umieszczone fazery.


Załoga była już na stanowiskach. Wewnątrz, mostek miał kształt półksiężyca. W centralnym punkcie wklęsłej części, znajdowały się trzy fotele. Z lewej – gość, zwykle pusty. W środku – kapitan. Z prawej – pierwszy oficer. W kątach znajdowały się dwa stanowiska. Obok pierwszego oficera – taktyczne, a obok gościa – naukowe. Z przodu, przed ekranem, znajdowało się miejsce dla mechanika i sternika. Obok taktycznego, znajdowały się drzwi do Sali konferencyjnej, a po drugiej stronie – turbowinda, której załoga używała do wejścia na mostek.


Kapitanem na tym statku była młoda Juliet Sawyer, o ciemnych włosach i piwnych oczach. Była wielkim człowiekiem – bez żadnych umiejętności, zabrała Vision i jego załogę na Ziemię, unikając ofiar. Pochodziła z San Francisco. Obok niej siedział jej wierny, pierwszy oficer – komandor Maciej Janiszewski. Niski, z zaczesanymi na lewą stronę, ciemnymi włosami. Szczupły, brodaty. Doświadczony i dość pomysłowy. Wciąż opłakujący śmierć Kate, pierwszej kapitan tego statku, która zginęła w wyniku buntu załogi. Bardzo ją kochał.


Stanowisko zbrojmistrza objął porucznik Christopher Mitton. Niedoświadczony, reagujący na zasadzie impulsu, dający się ponieść emocjom. Czarnoskóry dwudziestopięciolatek o bardzo krótkich włosach koloru blond. Często wprowadzał siebie i załogę w kłopoty, lecz dzięki opanowaniu Juliet, wychodzili wszyscy z tego cało. Sternikiem był Jonathan Marquez. Młody, wysoki, utalentowany blondyn w okularach, noszący długie włosy.


Stanowisko operacyjne objęła porucznik T’Jan, sześćdziesięciopięcioletnia (żywotność jej rasy jest o wiele dłuższa, nie ma jeszcze żadnych oznak starzenia się), doświadczona Wolkanka. Tym, co ją wyróżniało spośród załogi, były spiczaste uszy, podniesione brwi, zielona krew i absolutna logika. Brak emocji. Cechy typowe dla przedstawicieli jej rasy. Równowaga dla niedoświadczonego Chrisa i Jonathana. Cechowała ją też nadzwyczajna inteligencja.


Miejsce Tomasza Studenta zajęła andorianka – Letisa. Doświadczona i stanowcza kobieta o perłowych włosach i błękitnej skórze, piastująca funkcję głównego mechanika. Miała ruszające się niezależnie od siebie czułki. Tajemnicza, nie ufała nikomu i nikt jej nie ufał . Dla kapitan liczyło się tylko to, jak wykonywała obowiązki – a to wychodziło Letisie o wiele lepiej niż socjalizacja.


Statek opuścił dok po czterech miesiącach napraw i poprawek, z kompletną załogą. Vision uzbrojony był w dziewięć emiterów fazowych i cztery wyrzutnie torped fotonowych. Jego największą prędkością, teoretycznie było Warp 7, choć w sytuacjach krytycznych potrafił lecieć nawet z Warp 9, przez pół godziny. Miał szesnaście pokładów. Na pierwszym znajdował się mostek i sala konferencyjna. Niżej – kajuta kapitan (i jej prywatna stołówka), kajuta komandora Janiszewskiego i obserwatorium. Na trzecim pokładzie umiejscowiona została stołówka. Czwarty, piąty i szósty, wypełniały kajuty wyższych oficerów (od porucznika wzwyż). Na siódmym znajdował się hangar, ładowania i ambulatorium. Holodek był na pokładzie dziewiątym, a komory transportera – dziewiątym, dwunastym i czternastym. Jedenasty zawierał zbrojownię z rożnego rodzaju karabinami czy fazerami ręcznymi. Na ostatnich dwóch znajdowała się maszynownia. Konstrukcja statku drastycznie różniła się od tej, którą przemierzali kiedyś obcą galaktykę w poszukiwaniu drogi do domu. Było to konieczne, by doprowadzić statek do używalności.


Kapitan zasiadła wygodnie w fotelu. Rozejrzała się po pomieszczeniu, zbadała każdy kąt, w celu sprawdzenia co się zmieniło od jej ostatniego pobytu w tym fotelu. Stanowisko mechanika było puste, Letisa przebywała w maszynowni by dopilnować, by wszystko poszło zgodnie z planem.

-Letisa do mostka. Jesteśmy gotowi do wejścia w Warp. – Odezwał się głos w interkomie.

-Tu mostek. Przyjęliśmy. – Odparła spokojnie Juliet.

Ostatni raz rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym wydała rozkaz sternikowi:

-Najbliższy, niezbadany układ gwiezdny. Warp 3. Wykonać.

Jonathan potwierdził, nacisnął kilka przycisków na konsoli, po czym gondole na chwili rozbłysły jasnobłękitnym światłem, a statek „rozciągnął” się i gwałtownie zwiększył swą prędkość, znikając z oczu pracownikom stoczni. Mijali tysiące gwiazd, które również „rozciągały”, przypominały świecące się kreski. Podróż wyznaczonym kursem, z tą prędkością trwać będzie tydzień. Nie spieszyli się, musieli dostosować się do nowego statku, a niektórzy nawet do nowej kapitan.

-Mostek do maszynowni. Czy wszystko działa bez problemów? – Spytała kapitan.

-Tak. Właśnie idę na mostek. – Odpowiedziała spokojnie andorianka.


Kilka dni później. Kapitan podeszła do replikatora żywności, wbudowanego w ścianę urządzenia, składającego się z małego panelu sterowania i wnęce, w której materializował się pokarm. Poprosiła:

-Barszcz czerwony z uszkami.

Talerz zmaterializował się, Juliet przeniosła go na stół, usiadła i zaczęła jeść. Jej stołówka, była małym, prostokątnym pomieszczeniem. Na środku znajdował się stół z sześcioma miejscami. Po dwa na dłuższych bokach i po jednym na krótszych. Po drugiej stronie stołu siedział komandor Janiszewski. Codziennie jedli obiady, razem. Analizowali co się stało od poprzedniego posiłku, dyskutowali na dręczące ich tematy, smakowali różne potrawy.

-Nasz młody chorąży zaproponował pewną modyfikację do głównego reaktora. Z tego co mówi, mielibyśmy wielką zmianę w wydajności. Zerknij. – Zaproponowała kapitan i podała mu padd.

Było to małe, cienkie, przenośne urządzenie z dotykowym ekranem, które w tych czasach wyparło już papier, który używany był tylko do książek. Coś w rodzaju zeszytu, z nieograniczoną ilością stron. Maciej przestał na chwilę jeść swą porcję barszczu i szybko rzucił okiem na tekst, wyłapując niektóre słowa, które były istotne, a pomijając wszystko, co raczej go nie obchodziło („droga pani Kapitan”, „chciałbym zaproponować tę skromną modyfikację mojego autorstwa”, „uważam że bardzo dobrze dowodzi pani tym świetnym statkiem” itp.). Przeczytał go, po czym odpowiedział.

-W teorii, ma rację, choć nie wiem jak zachowa się nasz reaktor. Ale, lepiej to sprawdźmy. Muszę przyznać, że Flex jest bardzo utalentowanym mechanikiem. Jak tak dalej pójdzie, to może kiedyś awansuje na porucznika. A potem? Kto wie? Może zostanie głównym mechanikiem. – Powiedział i oddał jej padd.

Komandor zaczął zastanawiać się, o czym opowiedzieć może Juliet. Zbytnio nie miał pomysłu, nic ostatnio ciekawego się nie działo, czego by nie wiedziała.

-Słyszałaś o nowym programie holograficznym, stworzonym przez jednego z naszych załogantów?

Kapitan zaprzeczyła.

-Opowiada o problemach androida w Akademii. Trudności z socjalizacją, przemyślenia filozoficzne… Musisz spróbować.

-Może później. Nie mam teraz zbytnio czasu. – Odparła.

Najgorszy, pierwszy tydzień. Trzeba przystosować statek do pracy, tak samo załogę, nie wiedzącą zbytnio czego oczekiwać po kapitan, nowych ludzi i obcych, którzy nie znali Juliet. Jej wymagań, sposobu dowodzenia. Sporo pracy.


Ich rozmowę przerwał komunikat, w interkomie.

-Kapitan proszona na mostek.

-Cóż, trza się zbierać. Dokończymy tę rozmowę później. – Stwierdziła Juliet.

Zostawili niedokończone jedzenie i niedopitą kawę. Szybkim krokiem wyszli z pomieszczenia i pokierowali się w kierunku windy.

-Mostek. – Poprosiła.

Po chwili, drzwi otworzyły się. Oboje zajęli swoje miejsca. Usiedli wygodnie w swoich fotelach. Kapitan spytała o powód wezwania ich.

-Odebraliśmy wezwanie pomocy od Talazjańskiego frachtowca. – Odpowiedziała T’Jan.

-Odtwórz.

Na ekranie pojawił się łysy obcy w szarym mundurze. Jego nos był „spłaszczony”, oczodoły lekko powiększone. Wiadomość była w beznadziejnym stanie, mocno szumiała. Jednakże dało się coś usłyszeć.

-Tu… z Talazjańskiego frachtowca A’Chpex… zaatakowani… Wolkan… pomóżcie, natychmiast! – Transmisja urwała się.

Sawyer rozkazała sternikowi by ich wywołał. Brak odpowiedzi.

-Za ile byśmy tam dotarli? – Spytała.

-Trzy godziny z Warp 5. – Odpowiedziała T’Jan.

Uch… Trzy godziny. Nie mieli trzech godzin. Z Warp 9 dolecieliby w godzinę. Łech… Ich napęd nie wytrzymałby takiego obciążenia. Musieliby potem zwolnić. Ale dolecieliby, dwa razy szybciej.

-Marquez, lecimy tam z Warp 9. Gdy silniki zaczną się przegrzewać, zwolnij do 7.

Sternik przytaknął i nacisnął kilka przycisków. Statek obrócił się i wszedł w Warp. Zostało tylko czekać. Co mogło zmusić Wolkan do tak brutalnego ataku? Coś tu jest nie tak, jak być powinno. Czuła to. Była pewna, że napotkają jeszcze jakieś problemy. Na pewno. Tylko… dlaczego akurat teraz?


Vision wyszedł z Warp. Zastali dryfujący statek Talazjan. Wolkanie najwidoczniej uciekli. Kapitan powróciła na mostek i zasiadła w swym fotelu.

-Na ekran. – Rozkazała.

Po chwili, na ekranie zobaczyła mocno uszkodzony frachtowiec. Statek miał kształt butelki, do której przymocowany był kokpit o kształcei stożka. Na tyle, po bokach znajdowały się gondole, z których wydobywała się gorąca, jasnoniebieska plazma.

-Jaki jest ich stan techniczny? – Spytała kapitan.

-Silniki mocno uszkodzone, podtrzymywanie życia działa na zasilaniu awaryjnym. – Odpowiedziała Letisa.

Juliet spytała o agresorów. T’Jan spojrzała na ekran czujników, po czym odpowiedziała.

-Uciekli. Ale nie zamaskowali śladu jonowego.

Sawyer szybko przeanalizowała w głowie całą sytuację. Możliwości, ryzyko… Stała przed bardzo trudnym wyborem. Po chwili, wydała rozkaz, którego prawdopodobnie później będzie żałować.

-Letisa, prześlij się z ekipami naprawczymi na Talazjański okręt. Poinformuj nas jak znajdziecie się na ich pokładzie. W razie czego, weźcie broń. Cokolwiek spowodowało agresywność Wolkan, mogło przenieść się na nich.

Andorianka przytaknęła i szybkim krokiem ruszyła do komory transportera. Sawyer ryzykowała rzecz najważniejszą, najcenniejszą – życie swojej załogi. Nie mogła jednak zostawić Talazjan na pastwę losu. Musiała spróbować im pomóc. Nie była tylko pewna, czy będą tego chcieli.


Ekipy naprawcze przesłały się na pokład, o czym kapitan dowiedziała się przez interkom. Na razie wszystko idzie zgodnie z jej planem.

-Marquez. Lecimy za Wolkanami. Maksimum Warp. – Rozkazała.

-Zostawiamy ich? – Zdziwił się Maciej.

-Nie mamy wyboru. Zresztą. I tak po nich wrócimy. – Odparła kapitan.

Vision obrócił się. Gondole rozbłysły jasnobłękitnym światłem, a statek „rozciągnął” się i gwałtownie zwiększył swą prędkość, opuszczając zostawioną na Talazjańskim statku grupę. Mijali tysiące gwiazd, które również „rozciągały”, przypominały świecące się kreski. Juliet uwielbiała ten widok. Skłaniał ją do rozmyślań o przemijaniu. Mimo, że za każdym razem wygląda tak samo, młoda kapitan mogła oglądać go bez końca. Nie rozumiała zbytnio dlaczego ją tak fascynował. I pewno nigdy nie zrozumie.


Piętnastoosobowa grupa pełna humanoidów z różnych ras i o różnych płciach, wyszła z opuszczonej kajuty na korytarz. Było to drugie piętro. Nieliczne lampy oświetlały korytarz. Z konsol i uszkodzonych świateł sypały się iskry. Porozrzucane, zakrwawione zwłoki Wolkan i Talazjan zagracały drogę. Hałas. Okrzyki bojowe, wycie z bólu, obelgi, odgłosy łamanych kości. Uderzanie ciał o podłogę i ściany. Chaos. Anarchia. Wszyscy walczyli ze sobą. Dobrze, że wzięli fazery ręczne. Zakrwawiony, poobijany, kulejący Talazjanin zauważył ich i ruszył szybkim krokiem w stronę grupy. Letisa wyciągnęła z kieszeni fazer i wystrzeliła nim w kierunku obcego. Pomarańczowy promień światła godził go w wątrobę. Wypalił dziurę w ciele i w mundurze. Talazjanin wolno upadł na podłogę. Zginął.

-Sądzę, że musimy się gdzieś skryć, zanim powróci Vision. – Zaproponowała Lisa Shatner. Oficer ochrony.

Była to dwudziestoletnia, niebieskooka chorąży z długimi włosami koloru blond. Pozory mylą – była twarda jak głaz.

-Racja. Wracamy do miejsca transportu. – Zgodziła się andorianka.

Grupa ruszyła szybkim krokiem w kierunku drzwi, z których wyszli. Po chwili, zniknęli z zasięgu wzroku obcych.


Kajuta ta była ciemnym, ciasnym pomieszczeniem. Przypominała tę z Defianta. W jednym kącie stał stolik, w drugim terminal, a po drugiej stronie znajdowało się dwupiętrowe łóżko. Lampa nad drzwiami nie działała. Problem. Gdzie ulokować całą grupę? 4 osoby na łóżku, dwie przy stoliku, jedna przed terminalem i jedna na podłodze? Osiem. Zostaje jeszcze siedem, które nie ma gdzie siedzieć. Nie będą stać godzinami i czekać na Vision. Lisa usiadła przed terminalem. Kilka kliknięć i uzyskała dostęp do wewnętrznych czujników. Najbliższa, opuszczona kajuta jest trzy pokoje dalej. Musieli podjąć to ryzyko.

-Okej. Lisa, wybierz siedmiu oficerów, których chcesz zatrzymać. Ja pójdę z pozostałą szóstką. – Zaproponowała andorianka.

Chorąży wybrała kilka osób, po czym Letisa wyszła z resztą na korytarz. Ustawili swoje karabiny na zabijanie. Pobiegli w kierunku wolnej kajuty. Zachowanie Talazjan zmieniło się. Wszyscy z przejścia ruszyli w ich kierunku, ale nie z bronią, a z urządzeniami, wyglądającymi jak małe, srebrne pinezki.

-Cholera! Strzelajcie bez rozkazu! – Krzyknęła andorianka i zaczęła strzelać.

Nagle jeden z obcych zaszedł ją od tyłu i wbił pinezkę w szyję. Rozpłynęła się w powietrzu. To samo spotkało też trzech innych członków grupy. Ciała obcych uderzały o podłogę z każdym strzałem. Jakoś, reszta grupy przedostała się do pomieszczenia. Spokój. Emocje opadły. Ale … Trzeba jeszcze odbić Letisę.


Vision zaczął się zbliżać do Wolkańskiego statku, którego napęd był na skraju swoich możliwości. Był to okrąg – napęd, do którego przymocowany został długi, mały stożek. Okręt był koloru czerwonego.

-Celować w ich silniki. Fazery! Pełna salwa! Torpedy! – Rozkazała Chrisowi.

Oficer taktyczny nacisnął kilka przycisków na konsoli, po czym emitery Vision wystrzeliły pomarańczowy promień w kierunku napędu Wolkańskiego statku i odseparował go od kadłuba. Zatrzymali się.

-Wyjść z Warp. – Wydała rozkaz sternikowi.

Jonathan przytaknął, po czym statek gwałtownie zatrzymał się tuż przed obcym okrętem.

-T’Jan. Zidentyfikuj wrogą jednostkę. – Powiedziała Juliet.

Wolkanka pochylia się nad konsolą, przeczytała dane. Brwi lekko jej się uniosły, co zwykle oznaczało zdziwienie.

-To J’Xan, statek klasy… Suurak. – Powiedziała po chwili.

-Suurak? Toż to staroć jest. Nawet nasz prom by go pokonał. Oznaki życia? – Spytała kapitan, również zdziwiona tym co usłyszała.

Jej pierwsza myśl – z jakiego złomowiska wyciągnęli ten statek? Przecież jest on z czasów pierwszego Enterprise. Od tego czasu minęło ponad 200 lat!

-Dziesięciu Wolkan, jeden obcy. – Poinformowała oficer naukowa.

Tak naprawdę, Sawyer zainteresował tylko ten jeden, który nie był członkiem załogi. Jaka rasa? I jak on oddziałuje na spiczastouchych, że tracą kontrolę nad emocjami? Musiała to sprawdzić.

-T’Jan. Przygotuj grupę wypadową. Poza Tobą, weź ze sobą dwóch lekarzy, dwóch z ochrony i jednego naukowca. Musimy dowiedzieć się co tam zaszło. – Wydała rozkaz, po czym dodała. – Maciej, Ty też lecisz z nimi.

Wolkanka i pierwszy przytaknęli, wstali i ruszyli w kierunku turbowindy.

-Pokład dziewiąty. – Poprosił komandor i winda ruszyła w dół.

Nie lubił tego uczucia pod stopami, tak samo jak przy zatrzymywaniu się. Przyprawiało go o mdłości. By czas ten minął szybciej, postanowił nawiązać kontakt z zielonokrwistą.

-Co myśli pani o spotkaniu się z rodakami? – Spytał, z uśmiechem.

-Nie są moimi rodakami. Porzucili nauki Suraka. – Odparła bez zastanowienia.

Zauważył, że z Wolkanami ciężko rozmawiać. Słyszał o tym już wcześniej, ale nie zdawał sobie z tego sprawy. Cenią sobie ciszę, samotność. Starają się zrobić wszystko, by jak najszybciej zakończyć konwersację.

-Jako lekarzy, proponuję wziąć Kraszewskiego i chorąży Cindy Sorrow. Bardzo utalentowani. – Zaproponował, co T’Jan skwitowała prostym, krótkim słowem -„dobrze”.

Sam, z kobietą, w windzie i nawet nie mają o czym rozmawiać. Nic. Pustka w głowie. Ale jej wcale to nie przeszkadzało. Cóż. Maciej przeboleje te kilka sekund… Albo nie.

-Co do drugiego naukowca, proponuję porucznika Takawashi. – Zaproponował, rekacja spiczastouchej była taka sama jak wcześniej.

Wreszcie… drzwi się otworzyły. Wyszli szybkim krokiem w kierunku komory transportera.


Z drugiej grupy zostało zaledwie troje chorążych. Zebrali się obok terminala. Oglądali mapę, próbując zlokalizować Letisę i resztę. Przeglądając jakąś nieistotną sekcję pokładu drugiego, kątem oka wyłapali kilka „kropek” różniących się od innych kolorem. Zlokalizowali resztę grupy. Małe pomieszczenie z kilkoma łóżkami, swoją budową przypominało kwarantannę. Wejście ochraniało czterech Talazjan. Dwóch po lewej i dwóch po prawej. Mieli przewagę liczebną.

-Mamy ich! – Krzyknęła jedna z nich. – Cofnij może, przed chwilą ich minęliśmy. – Zwróciła się do operującego terminalem.

Operator przewinął mapę, cofnął do pomieszczenia gdzie przetrzymywano grupę.

-Czterech?! Uzbrojonych?! Nigdy nie uda nam się tam wejść! – Krzyknął siedzący po lewej stronie, niski kadet.

Chwila myślenia… Pomysł.

-Ewka, mogłabyś jakoś ich uśpić? Grzebiąc w podtrzymywaniu życiu czy coś? – Powiedział operator.

-Uch… Jakby się dało… – Westchnęła. – Nie idzie ich odizolować od wszystkich. Uspać wszystkich łącznie z nami? Bez sensu.

Niski zaczął znów jęczeć i narzekać.

-Mohab. – Zwróciła się do operatora. – Może nie mamy przewagi liczebnej, ale atak z zaskoczenia byłby tu całkiem przydatny… – Stwierdziła.

Mohab przeanalizował w swojej głowie całą sytuację – wszystkie możliwości. Jedne były zbyt ryzykowne, drugie przynosiłyby za dużo strat… W końcu wybrał najlepsze rozwiązanie, po czym poinformował resztę grupy.

-Dobra. Mam pomysł. Atakujemy trzech z ukrycia, tych których mamy w zasięgu. Potem uciekamy tędy, zakręcamy i wracamy. – Pokazał całą trasę na mapie. – Zanim czwarty dobiegnie, wchodzimy do pomieszczenia. Ja popilnuję drzwi, a Wy zajmiecie się Letisą i resztą grupy. Mamy szanse, nie załamujcie się.

Po dokładniejszym wytłumaczeniu sytuacji przez operatora, wzięli do rąk karabiny fazowe i ruszyli szybkim krokiem w kierunku izolatki – gdzie przechowywano porwanych oficerów Gwiezdnej Floty. Oby plan Mohaba się powiódł. Los reszty grupy leży w ich rękach.


Grupa wypadowa zmaterializowała się na pokładzie. Ich zadanie – zbadać kilku różnych Wolkan by znaleźć przyczynę takiego zachowania, pobrać ich dzienniki pokładowe z komputera oraz dokonać kontaktu z obcym, znajdującym się dwa poziomy pod nimi. Korytarz, w którym się znajdowali, był w dość dobrym stanie, w porównaniu z Talazjańskim statkiem. Kilka drobnych uszkodzeń, spowodowanych ostrzałem, poza ogólnym brakiem porządku – pojazd w końcu był na złomowisku. W pobliżu nie było żadnych zainfekowanych spiczastouchych.

-T’Jan. Zna pani budowę tego statku? – Spytał Maciej.

-Z książki historycznej. Nigdy na nim nie byłam. – Odpowiedziała spokojnie.

Po usłyszeniu tego, Maciej przestał wierzyć w powodzenie tej misji. Mimo wszystko, spytał.

-Wiesz może, gdzie znajduje się najbliższy terminal? Musimy pobrać dane z ich komputera.

Spiczastoucha zastanowiła się, po czym odpowiedziała.

-Jeden poziom wyżej, będziemy musieli przejść tunelami awaryjnymi.

Grupa ruszyła za nią. Na końcu korytarza znajdowało się wejście do tunelu awaryjnego. Był on niski, ciasny, ciemny. Pojedynczo zaczęli przechodzić na drugą stronę, do pomieszczenia z drabiną. Na ścianie, za nimi widniał napis „Pokład 4”.

-Zawsze mnie to zastanawiało, dlaczego tunele awaryjne muszą być tak cholernie niewygodne?! Przecież w sytuacjach kryzysowych trzeba się spieszyć, a tutaj raczej jest to trudne. – Spostrzegł komandor.

-Przynajmniej są bezpieczne. Nikt poza nami nie jest aż tak głupi by tu wchodzić. – Odparł po chwili Kraszewski.

T’Jan doszła do wniosku, że powinna poprawić ich „skrzywiony punkt widzenia”.

-Gdyby miały taki sam rozmiar jak zwykłe korytarze, wielkość statku zwiększyłaby się diametralnie, nie mówiąc o bezpieczeństwie, które drastycznie by się zmniejszyło, biorąc pod uwagę to, że tunele awaryjne przebiegają w specjalnie wyznaczonych miejscach, by ciężko było je uszkodzić. Umieszczenie ich w tym samym miejscu byłoby niemożliwe, gdyby ich rozmiar zwiększył się.

Słysząc wypowiedź spiczastouchej, grupa ucichła. Zaczęli powoli wspinać się po drabinie, w górę. Na następny pokład.


Juliet siedziała na fotelu, w swojej kajucie, zagłębiała się w treść książki, z przerażającym tempem pochłaniając stronę po stronie. Znów musiała czekać. Nienawidziła tego. Litera za literą, słowo za słowem, zdanie za zdaniem, akapit za akapitem, strona za stroną, rozdział za rozdziałem… Była zestresowana. Martwiła się o grupę wysłaną na pokład J’Xana czy na Talazjański okręt. Czuła, że coś jest nie tak, jak być powinno. Nie potrafiła znieść czekania. Chciałaby zasnąć. Obudzić się, gdy wszystko będzie już wiadome. Stracić świadomość na ten wolny czas. Nie mogła. Okropność.

-Komputer. Kawa, czarna, gorąca. – Podeszła do replikatora i poprosiła.

Kawa. Czarny płyn, zawsze dostarczał energię kapitanom statków, w sytuacjach kryzysowych. Pozwalał przetrwać długą wachtę. Ale mimo to, nie pomagał przetrwać tego, przez co właśnie przechodziła. Nie pomagał przezwyciężyć tej okropnej bezsilności, która spotkała Juliet. Niestety. Rozmyślając, przełknęła ostatni łyk napoju i odstawiła kubek do replikatora, po czym poprosiła.

-Komputer, zdezintegruj obiekt.

Kubek po kawie wyparował. Następna myśl. Patrząc na replikator, poczuła dziwną chęć wyparowania, tak samo jak naczynie zrobiło to przed chwilą. Z tego szału, uratował ją głos doktora Kraszewskiego.

-Ambulatorium do kapitan. Wykonaliśmy analizę znalezionych ciał Wolkan.

Po usłyszeniu tego, sposób postrzegania przez nią świata kompletnie się zmienił. Radość i nadzieja, zamiast smutku i bezradności. Wstała i wybiegła z kajuty, by jak najszybciej znaleźć się w ambulatorium i poznać wyniki.


Grupa ostrożnie weszła do „Biblioteki”, pomieszczenia z którego można było uzyskać dostęp do bazy danych statku. Wewnątrz, było pusto. Kwadratowy pokój, po bokach znajdowały się konsole, a na wprost – ekran. Tylko połowa z nich działała. Ale to wystarczało, by pobrać interesujące ich dane.

-Cóż, więc teraz najprostsze… O ile ten złom jeszcze działa… – Odetchnął z ulgą Takawashi.

Naukowiec podszedł do terminala i przy użyciu trykordera rozpoczął pobieranie danych. Małe, poręczne urządzenie skanujące, jak się okazało, miało wiele różnych zastosowań. Wskazywało drogę, badało praktycznie wszystko, a poza tym, po modyfikacjach dało się zrobić z tego dość prymitywną broń. Jedną z funkcji była wbudowana pamięć przenośna, dzięki czemu Japończyk mógł zmieścić tu całą zawartość komputera Wolkańskiego statku.

-Dobra, pobrane. Proszę o przesłanie mnie na Vision, jeśli to możliwe. – Poprosił Takawashi, po części pewny tego, że jego wniosek nie zostanie odrzucony.

-Udzielam pozwolenia. Nie możemy ryzykować stracenia tych cennych danych. – Odpowiedział spokojnie komandor, na twarzy naukowca pokazał się uśmiech. Radość.

Japończyk nacisnął odznakę komunikacyjną, poinformował Vision, po czym rozpłynął się w powietrzu.



Kapitan wbiegła do ambulatorium. Zatrzymała się, zdyszana, postanowiła odetchnąć. Kraszewski był zajęty wypełnianiem jakichś dokumentów, dlatego też nie ruszył się zza biurka, widząc Juliet wchodzącą do pomieszczenia. Zamiast niego, zrobiła to młoda lekarka – chorąży Sorrow.

-W czym mogę pomóc? – Zapytała z uśmiechem na twarzy, sugerującym dowódcy, że wszystko jest w najlepszym porządku.

-Chciałabym… poznać… wyniki badań. – Wydukała zmęczona kapitan.

Cindy podała jej padd, leżący na biurku Kraszewskiego. Był to szczegółowy skan jednego z Wolkan. W okolicach mózgu znajdowała się mała plamka.

-Zgodnie z tym co ustaliliśmy, urządzenie to służy do kontrolowania ofiary w jakiś, nieznany nam jeszcze sposób. – Wskazała na plamkę. – Wiemy tylko, że jest ono jeszcze w fazie testów, nie działa do końca poprawnie. – Poinformowała lekarka.

Mina kapitan zbrzydła. Jeśli taka technologia dostała się w niewłaściwe ręce, to cały Wszechświat jest zagrożony. Do mózgu zaczęły napływać jej czarne myśli, czego mogłaby ta broń dokonać. Rasa będąca w posiadaniu czegoś takiego, mogłaby całkowicie zmienić porządek w Kwadrancie Alfa, a nawet i dalej. Na własną korzyść.


Ostatnie zadanie, jakie zostało im wykonać. Konfrontacja z obcym. Pytania retoryczne gościły na stałe w umysłach oficerów. Kim on jest? Jakie są jego zamiary? Co zrobił z Wolkanami? Czy przeżyją spotkanie z nim, czy nie dołączą do załogi tego statku? Brak odpowiedzi. Za drzwiami do ambulatorium czaiła się odpowiedź. Tylko… czy chcą ją poznać? Nie byli pewni. Mimo to, ostrożnie weszli do środka, trzymając w dłoniach fazery ręczne. Tylko spiczastoucha trzymała trykorder. Przed ich oczami ukazało się istne centrum dowodzenia. Na środku znajdowało się stanowisko dowodzenia, obrotowe krzesło na którym siedział obcy i konsola, o kształcie półksiężyca, wokół niego. Po bokach znajdowały się łóżka. Oba elementy nie pasowały do otoczenia. Nowsze.

-O cholera! TO ROMULANKA! – Krzyknął komandor.

Obca, wyglądem nie różniła się zbytnio od T’Jan. Jej skóra była po prostu lekko zielonkawa. Poza tym, były to jedyne, wspólne cechy tych obu ras. Romulanie byli zaborczy, agresywni i fałszywi.

-Rozumiem, że jeśli tu przyszliście, to chcecie dołączyć do tych spiczastouchych idiotów? – Powiedziała z ironią Romulanka i zaczęła naciskać przyciski na konsoli.

Oficer ochrony wycelował w biurko obcej. Broń wystrzeliła pomarańczowym promieniem w kierunku terminala, efektywnie go uszkadzając. Światło w pomieszczeniu przygasło na chwilę, wróciło do normy po kilku sekundach.

-Niespodzianka. – Stwierdził.

Mina Romulanki zbrzydła.

-A teraz może wytłumaczysz nam, po cholerę Ci ta cała kupa złomu tutaj? Co próbujesz osiągnąć? – Spytał komandor.

-Prędzej umrę, niż cokolwiek Wam powiem. A jeszcze prędzej, Was zabiję… – Odparła, po czym wyciągnęła z kieszeni pistolet fazowy i wycelowała go w T’Jan. – A teraz, zmykajcie stąd, albo ją zabiję. Macie dziesięć sekund.

Ręka trzymająca pistolet fazowy drżała. Maciej postanowił to wykorzystać.

-Za sekundę strzelam. Radziłabym Wam się pospieszyć.

Janiszewski odskoczył na drugą stronę, pociągnął Wolkankę za rękę, dzięki czemu Isha nie trafiła. Oficer ochrony obezwładnił Romulankę strzałem z fazera.

-Janiszewski do Vision, pięcioro do przesłania! – Powiedział, po naciśnięciu odznaki komunikacyjnej.

Wszyscy przebywający w pomieszczeniu, nagle rozpłynęli się w powietrzu.


Następnego dnia, w prywatnej stołówce kapitan. Przy stole siedziała już Juliet, jadła zupę Plomeek. Dla kontrastu, Maciej postanowił zjeść coś Romulańskiego – Osilh, czyli mięso duszone z jarzynami zawinięte w coś, przypominające tortillę. Usiadł po drugiej stronie stołu i zaczął jeść.

-Jak tam przesłuchanie? – Spytał komandor, który zwykle nie miał dostępu do takich informacji.

-Całkiem dobrze. Z tego co się dowiedzieliśmy, Romulanie znowu chcieli podbić Wolkan. Wykombinowali urządzenie, które ingeruje w myśli ofiary.

-Wtedy myśleli by tak samo jak oni, poddali się Imperium bez walki. Całkiem pomysłowe.

Kapitan przytaknęła.

-Dokładnie. Łatwo, szybko i przyjemnie. Co gorsza, na pewno nie poprzestaliby na Wolkanach.

-Póki jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, nikt nie powinien posiadać technologii, służącej do manipulowania myślami innych ludzi. Może i dałoby się tym leczyć wiele chorób psychicznych, ale biorąc pod uwagę nienawiść, jaką żywimy do innych, prędzej wykorzystalibyśmy to do czynienia zła. Nie jesteśmy na to jeszcze gotowi. – Stwierdził komandor.
Odpowiedz
#2
Jak by Ci tu tą recenzję napisać, tak żebyś się jednak nie wieszał, jak to na sb pisałeś. Dobrze, więc najpierw kapnę odrobinę miodku.. Widać od pierwszych zdań że opowiadanie jest fanfikiem Star Trek'a. Dobrze że nie starasz się tego ukrywać. Sam pomysł zainfekowania umysłów obcą myślą za pomocą jakichś urządzeń też w sumie znany, ale sama akcja poprowadzona i pomyślana dość dobrze. no i tu niestety kończą się pozytywy. Niestety technicznie opowiadanie napisane jest źle.
1) nie wiedzieć dlaczego rozstrzeliłeś swoje opowiadanie wprowadzając te intrlinie, napewno nie poprawia to czytelnośći, a wprost ja pogarsza.
2) Opisy : Uparłeś się żeby opisać chyba każdą cząstkę w swoim uniwersum. Na dodatek opisy te zgrupowałeś na początku. Powiem Ci szczerze, że przeciętny czytelnik da sobie spokój po trzech najwyżej akapitach. Opisy te bowiem nic w zasadzie do opowiadania nie wnoszą.. Dużo lepiej gdybyśmy poznawali zarówno statek jak i załogę w umiejętnie wplecionych w akcję fragmentach opisowych, i to tylko na tyle na ile potrzebne jest to w narracji. Uwierz mi że resztę czytelnik wyobrazi sobie sam Smile Taki zabieg jaki zastosowałeś na początku sprawdza się jedynie przy tworzeniu scenariuszy do gier.
3) Akcja. Opis akcji miejscami zbyt dosłowny innym razem nadmiernie chaotyczny.. Na przykład ten fragment..
" Kajuta ta była ciemnym, ciasnym pomieszczeniem. Przypominała tę z Defianta. W jednym kącie stał stolik, w drugim terminal, a po drugiej stronie znajdowało się dwupiętrowe łóżko. Lampa nad drzwiami nie działała. Problem. Gdzie ulokować całą grupę? 4 osoby na łóżku, dwie przy stoliku, jedna przed terminalem i jedna na podłodze? Osiem. Zostaje jeszcze siedem, które nie ma gdzie siedzieć. Nie będą stać godzinami i czekać na Vision. Lisa usiadła przed terminalem. Kilka kliknięć i uzyskała dostęp do wewnętrznych czujników. Najbliższa, opuszczona kajuta jest trzy pokoje dalej. Musieli podjąć to ryzyko."
Myślę że na obcym, ogarniętym walką statku, nikt raczej nie przejmowałby się wygodami, i w imię ich ryzykował utratę życia. Uwierz mi że w takiej sytuacji zmieściłbyś się nawet na półeczce Smile
3) Dialogi. czasem lepsze, czasem gorsze, ale wpadki się zdarzają np:
"-Za sekundę strzelam. Radziłabym Wam się pospieszyć.'
W nerwach i stresie raczej nikt tak nie powie.. Smile
4) Inne pomniejsze wpadki: Często zdarzają Ci się powtórzenia, może nie takie bezpośrednie, ale jak już przyczepisz się jakiegoś słowa to odbija ci się długo czkawką.. np "spiczastoucha" no cóż jeśli tekst okrasi się jednym lub dwoma takimi zwrotami, jest to fajne, więcej już razi.. Zdarzają Ci się zdania wprost naiwne..np:
"Kapitan wbiegła do ambulatorium. Zatrzymała się, zdyszana, postanowiła odetchnąć". - to postanowiła odetchnąć, wygląda tak jabkby chciała udać się na dłuższe wakacje dla podratowania zdrowia. Albo: "Mina kapitan zbrzydła. " mina nie może zbrzydnąć, może co najwyżej zrzednąć..
Tak samo nie da się usiąść na fotelu, tylko w fotelu.
5) Puenta jest dość kiepska. Zaleciało umoralniająca pogadanką Smile
Reasumując: opowiadanie wymaga gruntownej przebudowy, Jednak ma potencjał, i tego się trzymajmy Smile
Pozdrawia Gorzki.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
(25-03-2010, 21:24)gorzkiblotnica napisał(a): Jak by Ci tu tą recenzję napisać, tak żebyś się jednak nie wieszał, jak to na sb pisałeś.

Rozumiem, starałeś się. Czyli jest o wiele gorzej, lecz to ukrywasz.

(25-03-2010, 21:24)gorzkiblotnica napisał(a): Uparłeś się żeby opisać chyba każdą cząstkę w swoim uniwersum.
A wcześniej narzekali, że za mało opisów... Cóż. Niepotrzebnie ich słuchałem...

(25-03-2010, 21:24)gorzkiblotnica napisał(a): Reasumując opowiadanie nadaje się do
... dupy?


Jak zwykle. Nielogiczności, setki błędów... Cóż, chyba powinienem dać sobie z tym spokój.
Odpowiedz
#4
Ej no spokojnie. Złapałeś mnie. To "reasumując" znalazło się przypadkiem Smile
Tak całkiem serio, zamiast użalać się nad sobą, co nigdy pozytywnych skutków nie przynosi, trza się wziąć do roboty.
Opis jest potrzebny, ale w takiej dawce, jaka konieczna jest dla prowadzenia i zrozumienia akcji, i ani grama więcej. No chyba że chcesz wrzucić jakiś specjalnie iskrzący się i smakowity kąsek. Poza tym grupowanie ich w jednym miejscu powoduje znudzenie u czytelnika, lepiej opisy umieszczać fragmentami tam gdzie są potrzebne.
Przyjacielu zapamiętaj proszę jedno. Napisałem tu ponad 150 postów z recenzjami opowiadań i wierz mi nigdy nie stwierdziłem że coś jest do dupy. Krytycy są tu po to by pomagać, wskazywać drogę, jak pisać itd.
Pozdrawiam
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości