18-11-2009, 16:27
Pisałem od dawna, ale jakoś tak, bez otymizmu. Teraz chcę dogonić Danka Cała akcja rozgrywa się w 2037 r. , 25 lat po atomowej apokalipsie. Reszty dowiecie się czytając poniższe opowiadanie/książkę (bo objętościowo to prawie książka będzie -.- )
Prolog : Dzień Końca Świata
21 grudzień 2012 roku. Dzień ten oznaczony przez Nostradamusa i Majów jako dzień
końca świata.... i rzeczywiście nim był. To właśnie tego dnia wybuchła III wojna światowa.
Niespodziewanie, z dnia na dzień świat się skończył. Zaczęło się we wschodniej Azji.
Chiny podjęły próbę odzyskania Tajwanu, na drodze militarnej. Miała miejsce seria potyczek
powietrznych i morskich. Amerykańska Flota Pacyfiku wypłynęła z portu... i wyparowała.
Jedyna siła trzymająca kraje takie jak Indie, Pakistan, Chiny, Korea Północna i inne, w stanie
wymuszonego pokoju zniknęła. Indie dokonały ataku na Pakistan przy użyciu broni
konwencjonalnej. Korea Północna zaatakowała strefę zdemilitaryzowaną. Chiny anektowały
Tajwan. Pakistan zaczął przegrywać i zdesperowany sięgnął po broń nuklearną.
Dziesiątki rakiet z głowicami atomowymi uderzyło w indyjskie miasta. Indie wyparowały
z mapy świata jako pierwsze państwo... ale nie ostatnie. W ostatnich chwilach przed zagładą,
indyjskie rakiety odpalono. Prawie wszystkie uderzyły w Pakistan, niszcząc miasta takie jak
Islamabad. O dziwo jednak, jedna z głowic eksplodowała w Hongkongu. Chiny nie zajęły
się szukaniem winnych, lecz wystrzelili dziesiątki rakiet po równo w Indie i Pakistan.
W międzyczasie Korea Północna rozśwcieczona nieudaną ofensywą na strefę
zdemilitaryzowaną, użyła broni atomowej niszcząc całą Koree Południową. Poraz kolejny
ujawnił się tajemniczy pech prześladujący mocarstwa atomowe - tuż po podpisaniu
rozkazu odpalenia głowic, linia frontu została przełamana. Informacja nie dotarła do
rządu koreańskiego - gdyż ten już nie żył. W miejscu posiedzenia rządu, na którym
zdecydowano się na użycie broni nuklearnej, wybuchło 70 kg. semtexu dosłownie zmiatając
cały budynek. Posłuszni rozkazom operatorzy broni atomowej użyli jej. Czterdzieści siedem
minut po unicestwieniu południowej Korei w agresora uderzyła pociski wystrzelone z
terenu Federacji Rosyjskiej. Nie minęło jeszcze kolejne czterdzieści siedem minut, a Moskwa
i inne wielkie miasta w Rosji zmieniły się w wypalone kratery. O dziwo, żadne z pozostałych
mocarstw atomowych nie wystrzeliło ani jednej rakiety, anie nie wydało rozkazu startu dla
bombowców. Może i ktoś zwróciłby na to uwagę, ale w tym momencie cały światowy
porządek zaczął się sypać jak domek z kart, w który jakieś dziecko uderzyło ręką.
Kraje byłego ZSRR zaatakowały się nazwzajem, korzystając ze zniknięcia swojego
„Wielkiego Brata”. Wybuchła wojna pomiędzy Syrią, Libanem i Palestyną, a Izraelem.
Tu również użyto taktycznej broni nuklearnej - okazało się, że zarówno Izrael, jak i kraje
islamskie dysponowały dobrze ukrytym arsenałem nuklearnym, którego z ochotą użyły
przeciwko swym dawnym wrogom. Chiny zaatakowały Japonię. Wszystkie kraje afrykańskie
zaatakowały się nawzajem, dążąc do zdobycia jak największych terytoriów. Zaogniła się
również sytuacja na Bałkanach.W Ameryce Środkowej wybuchła wojna pomiedzy niewielkimi
rządzonymi przez dyktatorów państewkami. W Ameryce doszło do serii ataków
terrorystycznych - bomby niszczyły ambasady i siedziby dyplomatów, jakby ktoś specjalnie
wszystko przygotował tak, by nie dało się rozwiązać konfliktów na drodze dyplomatycznej.
Zaogniła się również sytuacja na wschodzie Europy - Polska zaatakował Ukrainę, Białoruś i
Litwę, demonstrując siłę swej, dość nowoczesnej (o dziwo ! ) armii. Przerwa w wojnie
atomowej trwała cztery godziny. To wtedy poraz pierwszy uderzył Spalacz.
Była to tajemnicza, nieznana i niewidziana nigdy wcześniej broń. Tych kilku profesorów
różnych nauk którzy przeżyli III Wojnę Światową, stwierdziło że było to coś w rodzaju
superbroni psychotronowej, która emitowała potężny impuls psychiczny w dokładnie
wymierzone miejsce. W efekcie fale promieni parapsychiczny niszczyła psychikę ludzi
w promieniu ok. 30 kilometrów od miejsca trafienia, zmieniając ich w coś na kształt zombie.
Broń ta uderzyła jednocześnie w Berlin, Rzym i Poznań. Kraje NATO uznały to za atak
ChRl (Chińskiej Republiki Ludowej) i odpowiedziały odpaleniem wszystkich pozostałych
głowic. Nie trudno się domyslić, co zrobiły Chiny. Dziesiątki eksplozji nuklearnej
w przeciągu sekund zmiotły większość miast w krajach NATO i Chiny. Dzieła zniszczenia
dopełniła radiacja i hordy mutantów przez nią stworzoną. Chociaż ocalali nie mogli tego
wiedziec, w przeciągu 24 godzin zginęło 99,4 % ludności świata. Kolejne 0,2% padło ofiarą
„Spalacza”. Spośród pozostałych 0,4%, 0,3 zmutowało i zezwierzęciło się. Pozostaly 0,1%
stanowili ludzie którzy apokalipsę przeczekali w przeciwatomowych schronach.
Świat jaki znali ludzie, umarł. Narodził się nowy.
Rozdział 1 : Pacyfikatorzy
Człowiek ten biegł wzdłuż starej drogi łączącej jakieś dwa miasta w zachodniej
Polsce. Niezbyt obchodziło go co to za miasta - po apokalipsie, jakby na znak, że
narodził się nowy świat, zaczęto nazywać miasta od nowa. Większość wciąż nie miała nazwy.
Uznano, że skoro nie ma w nich nic ciekawego, to po co wymyślać dla nich nazwę ?
Wracając do tematu.
Człowiek ów, miał na sobie postrzępioną i połataną byle czym kamizelkę kuloodporną,
wojskowe spodnie i starą maskę przeciwgazową. Przez ramię miał przewieszony
lekko przerdzewiały karabin szturmowy Beryl. Na plecach miał plecak, wyglądający na
wypchany różnymi rzeczami. Miał też na sobie postrzępiony płaszcz, wyglądający jakby
ktoś wielokrotnie go łatał tym, co wpadło mu w ręce. Do ręki miał przyczepione malutkie
pudełko, za które po Upadku każdy oddałby życie. Otóż, był to licznik Geigera - przedmiot
wyjątkowo dużo wart. Za jeden licznik możnaby kupić parę karabinów szturmowych - i
vice versa. Człowiek minął zniszczony samochód i skręcił w prawo. Wbiegł na stary nasyp
kolejowy, po czym zbiegł z drugiej strony i nie zatrzymując się wbiegł do lasu. Las ten - w
przeciwieństwie do większości - wyglądał na nietknięty promieniowaniem. Nie zmieniało
to niebezpieczeństwa, jakim było wejście do środka. Zwierzęta również odczuły na
sobie dotyk promieniowania, ale ich wrodzony instynkt pozostał niezmieniony - instynkt
który kazał im szukać schronienia w lasach. Wśród ocalałych krążyły też historię o
zmutowanych drzewach, których DNA połączyły się z DNA dżdżownic, tworząc coś
w rodzaju drzew o konarach wyglądających na dżdżownice, które łapały i pożerały
nieszczęśników, którzy zbyt blisko podeszli. Jedną z niepisanych zasad rządzących
powojennym światem było : Nie wchodzić do lasu pod żadnym pozorem ! I nie liczyło się to,
czy jesteś sam czy w grupie. Nawet wojskowe kolumny pancerne, czy oddziały RadArmii
wolały obejść las drogami, niż do niego wchodzić. Tak samo postępowały wojska IV
Rzeczpospolitej i Związku Nowej Polski. Okoliczny teren był kontrolowany - oficjalnie -
przez RadArmię, która rzeczywiście miała swoje placówki w tych nielicznych zamieszkanych
miastach i wioskach w okolicy. Była to jednak kontrola nominalna - ludzie którzy przejęli
w nich władzę po wojnie wciąż rządzili. Zadaniem żołnierzy RadArmii była tylko ochrona
osad przed mutantami i bandytami - za co one dostarczały ochotników i znalezionego sprzętu.
Tak wogóle to, tereny RadArmii przypominały państwo federacyjne. Istniał jednak rząd
centralny - rezydujący w położonym w zachodniej Wielkopolsce Wolsztynie - po wojnie
nazywany częściej Twierdzą Wolsztyn. Miasto nie oberwały zanadto podczas wojny. Owszem
- fale radiacji wyeliminowaly jego mieszkańców - jak wszystkich ludzi, którzy nie ukryli się
w bunkrach, ale nie eksplodowała w nim atomówka, przez co miasto było praktycznie
niezniszczone - i nie zostało splądrowane. Przez pierwsze dziesięć lat po wojnie, nikt
nie zdołał tu dotrzeć. Powodem było to, że całe miasto otaczała ściana promieniowania,
tak potężnego, że nikt nie zdołał się przez nie przedostać. A gdzie radiacja - tam mutanty.
W okolicy aż się od ich roiło. W końcu jednak grupa ocalałych zdołała dotrzeć do miasta.
Z czasem ludzie zaczęli korzystać z osłony jaką dawały im mutanty i radiacja. Tak powstała
Twierdza Wolsztyn i RadArmia. Do miasta było jednak daleko - pomiędzy nim, a
lasem w jaki zagłębił się tajemniczy człowiek było ok. 150 km.
Mężczyzna, wszedłszy do lasu wyjął broń i zaczął iść do przodu, co chwilę patrząc na licznik
Geigera. Przedzierał się w ten sposób przez chaszcze , przez cały czas nasłuchując, czy jakiś
dźwięk nie zagłusza leśnej ciszy. Wkrótce wyszedł z lasu po jego drugiej stronie. Schował
broń i rozejrzał się. Wyszedł na stare pole pszenicy. Wciąż tutaj rosła, ale po upadku krajobraz
urozmaiciły różnego rodzaju dodatki - w rodzaju poskręcanych wraków samochodów,
ciśniętych przez falę uderzeniową aż tutaj z położonego parę kilometrów dalej miasta. Nagły
odgłos łamanej gałązki zaalarmował go. Trzema susami dobiegł do najbliższego wraku i ukrył
się za nim jednocześnie wyjmując broń. Ostrożnie wyjrzał zza swej kryjówki.
Skrajem lasu szło w jego kierunku dwóch ludzi w czarnych kamizelkach kuloodpornych,
maskach gazowych i z bronią maszynową.
Pacyfikatorzy.
Nazywano tak jeden ze stałych elementów w powojennym krajobrazie Polski. Wraz z
siłowym „odtajnieniem akt” i śmiercią większości wojska (reszta to ci co pozamykali się
w schronach) zaczęły wychodzić na jaw różne grzechy przedwojennego rządu. Jako pierwsza,
wyszła na światło dziennie tajemnica kompleksu Pomorze-01, położonego - jak nietrudno
zgadnąć - na Pomorzu. Grupa ludzi, która zeszła tam po wojnie, zobaczyła coś, czego się
nie spodziewali. Zobaczyli magazyn pełen głowic jądrowych i silosy z gotowymi do
odpalenia rakietami. Wiele stojaków w magazynie było pustych... co wskaziwało na to, że
Polska miała swój udział w Armagedonie. Pacyfikatorzy byli jedną z takich „niespodzianek”.
Po raz pierwszy pojawili się 15 lat po wojnie. Nie do końca wiadomo kim byli - zbiegłymi
superżołnierzami, a może zwykłymi żołnierzami, poddanymi praniu mózgu ? Nie wiadomo.
Pewne jest to, że są świetnie wyszkolenie, wyposażeni i atakują wszystko co spotkają.
A teraz spotkali jego.
Przygotował i przeładował broń. Zrobił to jak najciszej - Pacyfikatorzy mieli bardzo czuły słuch.
Niektórzy mówili, że aż zbyt czuły jak na człowieka. Tak czuły, że usłyszeli cichutki odgłos
jak wydała broń, podczas przeładowawania. Kucnęli, by zmniejszyć prawdopodobieństwo
trafienia, wyjęli broń i zaczęli poszukiwać źródła odgłosu. Jeden ruszył biegiem do położonego
parę metrów od siebie zniszczonego samochodu. Osaczony czekał na taką okazję.
Wyskoczył z kryjówki i nacisnął spust. Seria pocisków opuściła lufę jego broni, jednak nie było
ich aż tyle, ile chciał. Broń się zacięła. Widząc to, odskoczył zza kryjówkę.
Wystrzelone przez niego pociski doleciały tam gdzie chciał. Grad pocisków uderzył
w biegnącego Pacyfikatora. Większość zatrzymała kamizelka, ale parę się przebiło.
Komandos runął na ziemię martwy. Drugi nie czekał, aż śmierć przyjdzie i po niego.
Cisnął granat w kierunku miejsca gdzie zniknął atakujący go człowiek. Sparaliżowany
strachem patrzył, jak granat toczy się w jego kierunku. Na szczęście - zamiast eksplozji która
zmieniła by go w krwawą chmurę, granat wybuchnął jasnym światłem i oślepiającym hukiem.
Oszołomiony, oślepiony i ogłuszony człowiek zachwiał się. Wtedy w twarz uderzyła go
pięśc Pacyfikatora. Runął na ziemię. Wciąż oślepiony został parę razy kopnięty. W końcu
wzrok mu wrócił. Zobaczył nad sobą Pacyfikatora celującego do niego z karabinu.
Uznał że to koniec. W tym momencie głowa żołnierza eksplodowała, trafiona przez
pocisk z karabinu snajperskiego. Niedoszła ofiara wstała i zobaczyła osobę, która uratowała
jej życie.
- Piotr !? A ty co robisz ?
Człowiek w skórzanej bluzie z przyczepioną do paska kaburą z pistoletem i z karabinem
snajperskim w rękach odpowiedział.
- No cóż, miałem zamiar podążać za tymi dwoma i podjąć próbę odnalezienia bazy z której
wyłażą, ale chyba mogę o tym zapomnieć. A tak wogóle... Siemasz, Andrzej.
- Dawno żeśmy się nie widzieli... pogadałbym, ale się spieszę.
- Śpieszysz się ? A gdzie ?
- Eh, no cóż... przymieram trochę głodem. Brakuje mi kasy i zamierzam się zaciągnąć do
RadArmii.
- Taaa, już widzę ciebie w kamaszach. Kompletnie tam chłopie nie pasujesz. Ale wiesz co ?
Mam propozycję. Chodź ze mną.
- W jaki sposób miałoby to mi pomóc ?
- Organizuję wyprawę do Ciemnego Lasu.
- Do Ciem... wiesz co, ty chyba naprawdę chcesz się zabić. Jak ostatnio cię widziałem,
zorganizowałeś wyprawę do Morskiego Oka. Skończyło się tym, że spieprzaliśmy
prowizorycznie naprawionymi samochodami przed hordą mutantów spod Krakowa aż pod
Warszawę.
- Ej, no skąd miałem wiedzieć, że mają tam gniazdo ? Już przepraszałem.
- No dobra, dobra.... To powiedz mi jedno.
- Słucham ?
- Po cholere zamierzasz iść do Ciemnego Lasu ? Mam nadzieję, że wiesz, że ostatnia wyprawa
kładająca się z 10 komandosów ZNP (Związku Nowej Polski - przyp. autora) wyparowała ?
A konkretnie jeden z nich wrócił. W takim stanie że wpakowali go do zamkniętego ośrodka
dla szaleńców ?
- Skończyli tak, bo nie mieli mapy.
- Mieli.
- Tak, ale przedwojenną.
- Zaraz, chcesz powiedzieć że masz powojenną mapę tego terenu ?
- Tak. Razem z zaznaczonym na nim supertajnym rządowym kompleksem.
- W ostatnim „supertajnym rządowym kompleksie” znaleźli atomówki... Doszło do tego, że
wszystkie państwa stały się mocarstwami atomowymi. Bez środków przenoszenia, ale co tam.
- No i widzisz ? Ty wiesz ile nam RadArmia zapłaci za dodatkowe atomówki ? Może
cię od razu oficerem zrobią ?
- Dobra, dobra, nie przesadzaj z optymizmem. Mamy iść na tę samobójczą misję we dwoje,
czy znalazłeś jeszcze jakichś samobójców ?
- Z tobą będzie nas sześciu .
- SZEŚCIU ?!
- Spokojnie, są w pełnym ekwipunku. No wiesz, liczniki Geigera i tym podobne.
- No dobra, niech ci będzie. Ze względu na stare czasy.
- Dobra. To chodźmy do naszej bazy wypadowej.
Prolog : Dzień Końca Świata
21 grudzień 2012 roku. Dzień ten oznaczony przez Nostradamusa i Majów jako dzień
końca świata.... i rzeczywiście nim był. To właśnie tego dnia wybuchła III wojna światowa.
Niespodziewanie, z dnia na dzień świat się skończył. Zaczęło się we wschodniej Azji.
Chiny podjęły próbę odzyskania Tajwanu, na drodze militarnej. Miała miejsce seria potyczek
powietrznych i morskich. Amerykańska Flota Pacyfiku wypłynęła z portu... i wyparowała.
Jedyna siła trzymająca kraje takie jak Indie, Pakistan, Chiny, Korea Północna i inne, w stanie
wymuszonego pokoju zniknęła. Indie dokonały ataku na Pakistan przy użyciu broni
konwencjonalnej. Korea Północna zaatakowała strefę zdemilitaryzowaną. Chiny anektowały
Tajwan. Pakistan zaczął przegrywać i zdesperowany sięgnął po broń nuklearną.
Dziesiątki rakiet z głowicami atomowymi uderzyło w indyjskie miasta. Indie wyparowały
z mapy świata jako pierwsze państwo... ale nie ostatnie. W ostatnich chwilach przed zagładą,
indyjskie rakiety odpalono. Prawie wszystkie uderzyły w Pakistan, niszcząc miasta takie jak
Islamabad. O dziwo jednak, jedna z głowic eksplodowała w Hongkongu. Chiny nie zajęły
się szukaniem winnych, lecz wystrzelili dziesiątki rakiet po równo w Indie i Pakistan.
W międzyczasie Korea Północna rozśwcieczona nieudaną ofensywą na strefę
zdemilitaryzowaną, użyła broni atomowej niszcząc całą Koree Południową. Poraz kolejny
ujawnił się tajemniczy pech prześladujący mocarstwa atomowe - tuż po podpisaniu
rozkazu odpalenia głowic, linia frontu została przełamana. Informacja nie dotarła do
rządu koreańskiego - gdyż ten już nie żył. W miejscu posiedzenia rządu, na którym
zdecydowano się na użycie broni nuklearnej, wybuchło 70 kg. semtexu dosłownie zmiatając
cały budynek. Posłuszni rozkazom operatorzy broni atomowej użyli jej. Czterdzieści siedem
minut po unicestwieniu południowej Korei w agresora uderzyła pociski wystrzelone z
terenu Federacji Rosyjskiej. Nie minęło jeszcze kolejne czterdzieści siedem minut, a Moskwa
i inne wielkie miasta w Rosji zmieniły się w wypalone kratery. O dziwo, żadne z pozostałych
mocarstw atomowych nie wystrzeliło ani jednej rakiety, anie nie wydało rozkazu startu dla
bombowców. Może i ktoś zwróciłby na to uwagę, ale w tym momencie cały światowy
porządek zaczął się sypać jak domek z kart, w który jakieś dziecko uderzyło ręką.
Kraje byłego ZSRR zaatakowały się nazwzajem, korzystając ze zniknięcia swojego
„Wielkiego Brata”. Wybuchła wojna pomiędzy Syrią, Libanem i Palestyną, a Izraelem.
Tu również użyto taktycznej broni nuklearnej - okazało się, że zarówno Izrael, jak i kraje
islamskie dysponowały dobrze ukrytym arsenałem nuklearnym, którego z ochotą użyły
przeciwko swym dawnym wrogom. Chiny zaatakowały Japonię. Wszystkie kraje afrykańskie
zaatakowały się nawzajem, dążąc do zdobycia jak największych terytoriów. Zaogniła się
również sytuacja na Bałkanach.W Ameryce Środkowej wybuchła wojna pomiedzy niewielkimi
rządzonymi przez dyktatorów państewkami. W Ameryce doszło do serii ataków
terrorystycznych - bomby niszczyły ambasady i siedziby dyplomatów, jakby ktoś specjalnie
wszystko przygotował tak, by nie dało się rozwiązać konfliktów na drodze dyplomatycznej.
Zaogniła się również sytuacja na wschodzie Europy - Polska zaatakował Ukrainę, Białoruś i
Litwę, demonstrując siłę swej, dość nowoczesnej (o dziwo ! ) armii. Przerwa w wojnie
atomowej trwała cztery godziny. To wtedy poraz pierwszy uderzył Spalacz.
Była to tajemnicza, nieznana i niewidziana nigdy wcześniej broń. Tych kilku profesorów
różnych nauk którzy przeżyli III Wojnę Światową, stwierdziło że było to coś w rodzaju
superbroni psychotronowej, która emitowała potężny impuls psychiczny w dokładnie
wymierzone miejsce. W efekcie fale promieni parapsychiczny niszczyła psychikę ludzi
w promieniu ok. 30 kilometrów od miejsca trafienia, zmieniając ich w coś na kształt zombie.
Broń ta uderzyła jednocześnie w Berlin, Rzym i Poznań. Kraje NATO uznały to za atak
ChRl (Chińskiej Republiki Ludowej) i odpowiedziały odpaleniem wszystkich pozostałych
głowic. Nie trudno się domyslić, co zrobiły Chiny. Dziesiątki eksplozji nuklearnej
w przeciągu sekund zmiotły większość miast w krajach NATO i Chiny. Dzieła zniszczenia
dopełniła radiacja i hordy mutantów przez nią stworzoną. Chociaż ocalali nie mogli tego
wiedziec, w przeciągu 24 godzin zginęło 99,4 % ludności świata. Kolejne 0,2% padło ofiarą
„Spalacza”. Spośród pozostałych 0,4%, 0,3 zmutowało i zezwierzęciło się. Pozostaly 0,1%
stanowili ludzie którzy apokalipsę przeczekali w przeciwatomowych schronach.
Świat jaki znali ludzie, umarł. Narodził się nowy.
Rozdział 1 : Pacyfikatorzy
Człowiek ten biegł wzdłuż starej drogi łączącej jakieś dwa miasta w zachodniej
Polsce. Niezbyt obchodziło go co to za miasta - po apokalipsie, jakby na znak, że
narodził się nowy świat, zaczęto nazywać miasta od nowa. Większość wciąż nie miała nazwy.
Uznano, że skoro nie ma w nich nic ciekawego, to po co wymyślać dla nich nazwę ?
Wracając do tematu.
Człowiek ów, miał na sobie postrzępioną i połataną byle czym kamizelkę kuloodporną,
wojskowe spodnie i starą maskę przeciwgazową. Przez ramię miał przewieszony
lekko przerdzewiały karabin szturmowy Beryl. Na plecach miał plecak, wyglądający na
wypchany różnymi rzeczami. Miał też na sobie postrzępiony płaszcz, wyglądający jakby
ktoś wielokrotnie go łatał tym, co wpadło mu w ręce. Do ręki miał przyczepione malutkie
pudełko, za które po Upadku każdy oddałby życie. Otóż, był to licznik Geigera - przedmiot
wyjątkowo dużo wart. Za jeden licznik możnaby kupić parę karabinów szturmowych - i
vice versa. Człowiek minął zniszczony samochód i skręcił w prawo. Wbiegł na stary nasyp
kolejowy, po czym zbiegł z drugiej strony i nie zatrzymując się wbiegł do lasu. Las ten - w
przeciwieństwie do większości - wyglądał na nietknięty promieniowaniem. Nie zmieniało
to niebezpieczeństwa, jakim było wejście do środka. Zwierzęta również odczuły na
sobie dotyk promieniowania, ale ich wrodzony instynkt pozostał niezmieniony - instynkt
który kazał im szukać schronienia w lasach. Wśród ocalałych krążyły też historię o
zmutowanych drzewach, których DNA połączyły się z DNA dżdżownic, tworząc coś
w rodzaju drzew o konarach wyglądających na dżdżownice, które łapały i pożerały
nieszczęśników, którzy zbyt blisko podeszli. Jedną z niepisanych zasad rządzących
powojennym światem było : Nie wchodzić do lasu pod żadnym pozorem ! I nie liczyło się to,
czy jesteś sam czy w grupie. Nawet wojskowe kolumny pancerne, czy oddziały RadArmii
wolały obejść las drogami, niż do niego wchodzić. Tak samo postępowały wojska IV
Rzeczpospolitej i Związku Nowej Polski. Okoliczny teren był kontrolowany - oficjalnie -
przez RadArmię, która rzeczywiście miała swoje placówki w tych nielicznych zamieszkanych
miastach i wioskach w okolicy. Była to jednak kontrola nominalna - ludzie którzy przejęli
w nich władzę po wojnie wciąż rządzili. Zadaniem żołnierzy RadArmii była tylko ochrona
osad przed mutantami i bandytami - za co one dostarczały ochotników i znalezionego sprzętu.
Tak wogóle to, tereny RadArmii przypominały państwo federacyjne. Istniał jednak rząd
centralny - rezydujący w położonym w zachodniej Wielkopolsce Wolsztynie - po wojnie
nazywany częściej Twierdzą Wolsztyn. Miasto nie oberwały zanadto podczas wojny. Owszem
- fale radiacji wyeliminowaly jego mieszkańców - jak wszystkich ludzi, którzy nie ukryli się
w bunkrach, ale nie eksplodowała w nim atomówka, przez co miasto było praktycznie
niezniszczone - i nie zostało splądrowane. Przez pierwsze dziesięć lat po wojnie, nikt
nie zdołał tu dotrzeć. Powodem było to, że całe miasto otaczała ściana promieniowania,
tak potężnego, że nikt nie zdołał się przez nie przedostać. A gdzie radiacja - tam mutanty.
W okolicy aż się od ich roiło. W końcu jednak grupa ocalałych zdołała dotrzeć do miasta.
Z czasem ludzie zaczęli korzystać z osłony jaką dawały im mutanty i radiacja. Tak powstała
Twierdza Wolsztyn i RadArmia. Do miasta było jednak daleko - pomiędzy nim, a
lasem w jaki zagłębił się tajemniczy człowiek było ok. 150 km.
Mężczyzna, wszedłszy do lasu wyjął broń i zaczął iść do przodu, co chwilę patrząc na licznik
Geigera. Przedzierał się w ten sposób przez chaszcze , przez cały czas nasłuchując, czy jakiś
dźwięk nie zagłusza leśnej ciszy. Wkrótce wyszedł z lasu po jego drugiej stronie. Schował
broń i rozejrzał się. Wyszedł na stare pole pszenicy. Wciąż tutaj rosła, ale po upadku krajobraz
urozmaiciły różnego rodzaju dodatki - w rodzaju poskręcanych wraków samochodów,
ciśniętych przez falę uderzeniową aż tutaj z położonego parę kilometrów dalej miasta. Nagły
odgłos łamanej gałązki zaalarmował go. Trzema susami dobiegł do najbliższego wraku i ukrył
się za nim jednocześnie wyjmując broń. Ostrożnie wyjrzał zza swej kryjówki.
Skrajem lasu szło w jego kierunku dwóch ludzi w czarnych kamizelkach kuloodpornych,
maskach gazowych i z bronią maszynową.
Pacyfikatorzy.
Nazywano tak jeden ze stałych elementów w powojennym krajobrazie Polski. Wraz z
siłowym „odtajnieniem akt” i śmiercią większości wojska (reszta to ci co pozamykali się
w schronach) zaczęły wychodzić na jaw różne grzechy przedwojennego rządu. Jako pierwsza,
wyszła na światło dziennie tajemnica kompleksu Pomorze-01, położonego - jak nietrudno
zgadnąć - na Pomorzu. Grupa ludzi, która zeszła tam po wojnie, zobaczyła coś, czego się
nie spodziewali. Zobaczyli magazyn pełen głowic jądrowych i silosy z gotowymi do
odpalenia rakietami. Wiele stojaków w magazynie było pustych... co wskaziwało na to, że
Polska miała swój udział w Armagedonie. Pacyfikatorzy byli jedną z takich „niespodzianek”.
Po raz pierwszy pojawili się 15 lat po wojnie. Nie do końca wiadomo kim byli - zbiegłymi
superżołnierzami, a może zwykłymi żołnierzami, poddanymi praniu mózgu ? Nie wiadomo.
Pewne jest to, że są świetnie wyszkolenie, wyposażeni i atakują wszystko co spotkają.
A teraz spotkali jego.
Przygotował i przeładował broń. Zrobił to jak najciszej - Pacyfikatorzy mieli bardzo czuły słuch.
Niektórzy mówili, że aż zbyt czuły jak na człowieka. Tak czuły, że usłyszeli cichutki odgłos
jak wydała broń, podczas przeładowawania. Kucnęli, by zmniejszyć prawdopodobieństwo
trafienia, wyjęli broń i zaczęli poszukiwać źródła odgłosu. Jeden ruszył biegiem do położonego
parę metrów od siebie zniszczonego samochodu. Osaczony czekał na taką okazję.
Wyskoczył z kryjówki i nacisnął spust. Seria pocisków opuściła lufę jego broni, jednak nie było
ich aż tyle, ile chciał. Broń się zacięła. Widząc to, odskoczył zza kryjówkę.
Wystrzelone przez niego pociski doleciały tam gdzie chciał. Grad pocisków uderzył
w biegnącego Pacyfikatora. Większość zatrzymała kamizelka, ale parę się przebiło.
Komandos runął na ziemię martwy. Drugi nie czekał, aż śmierć przyjdzie i po niego.
Cisnął granat w kierunku miejsca gdzie zniknął atakujący go człowiek. Sparaliżowany
strachem patrzył, jak granat toczy się w jego kierunku. Na szczęście - zamiast eksplozji która
zmieniła by go w krwawą chmurę, granat wybuchnął jasnym światłem i oślepiającym hukiem.
Oszołomiony, oślepiony i ogłuszony człowiek zachwiał się. Wtedy w twarz uderzyła go
pięśc Pacyfikatora. Runął na ziemię. Wciąż oślepiony został parę razy kopnięty. W końcu
wzrok mu wrócił. Zobaczył nad sobą Pacyfikatora celującego do niego z karabinu.
Uznał że to koniec. W tym momencie głowa żołnierza eksplodowała, trafiona przez
pocisk z karabinu snajperskiego. Niedoszła ofiara wstała i zobaczyła osobę, która uratowała
jej życie.
- Piotr !? A ty co robisz ?
Człowiek w skórzanej bluzie z przyczepioną do paska kaburą z pistoletem i z karabinem
snajperskim w rękach odpowiedział.
- No cóż, miałem zamiar podążać za tymi dwoma i podjąć próbę odnalezienia bazy z której
wyłażą, ale chyba mogę o tym zapomnieć. A tak wogóle... Siemasz, Andrzej.
- Dawno żeśmy się nie widzieli... pogadałbym, ale się spieszę.
- Śpieszysz się ? A gdzie ?
- Eh, no cóż... przymieram trochę głodem. Brakuje mi kasy i zamierzam się zaciągnąć do
RadArmii.
- Taaa, już widzę ciebie w kamaszach. Kompletnie tam chłopie nie pasujesz. Ale wiesz co ?
Mam propozycję. Chodź ze mną.
- W jaki sposób miałoby to mi pomóc ?
- Organizuję wyprawę do Ciemnego Lasu.
- Do Ciem... wiesz co, ty chyba naprawdę chcesz się zabić. Jak ostatnio cię widziałem,
zorganizowałeś wyprawę do Morskiego Oka. Skończyło się tym, że spieprzaliśmy
prowizorycznie naprawionymi samochodami przed hordą mutantów spod Krakowa aż pod
Warszawę.
- Ej, no skąd miałem wiedzieć, że mają tam gniazdo ? Już przepraszałem.
- No dobra, dobra.... To powiedz mi jedno.
- Słucham ?
- Po cholere zamierzasz iść do Ciemnego Lasu ? Mam nadzieję, że wiesz, że ostatnia wyprawa
kładająca się z 10 komandosów ZNP (Związku Nowej Polski - przyp. autora) wyparowała ?
A konkretnie jeden z nich wrócił. W takim stanie że wpakowali go do zamkniętego ośrodka
dla szaleńców ?
- Skończyli tak, bo nie mieli mapy.
- Mieli.
- Tak, ale przedwojenną.
- Zaraz, chcesz powiedzieć że masz powojenną mapę tego terenu ?
- Tak. Razem z zaznaczonym na nim supertajnym rządowym kompleksem.
- W ostatnim „supertajnym rządowym kompleksie” znaleźli atomówki... Doszło do tego, że
wszystkie państwa stały się mocarstwami atomowymi. Bez środków przenoszenia, ale co tam.
- No i widzisz ? Ty wiesz ile nam RadArmia zapłaci za dodatkowe atomówki ? Może
cię od razu oficerem zrobią ?
- Dobra, dobra, nie przesadzaj z optymizmem. Mamy iść na tę samobójczą misję we dwoje,
czy znalazłeś jeszcze jakichś samobójców ?
- Z tobą będzie nas sześciu .
- SZEŚCIU ?!
- Spokojnie, są w pełnym ekwipunku. No wiesz, liczniki Geigera i tym podobne.
- No dobra, niech ci będzie. Ze względu na stare czasy.
- Dobra. To chodźmy do naszej bazy wypadowej.
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.
Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.
Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje