Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Somnus // pierwszy rozdział powieści
#1
Na wielkim, czarnym fotelu siedział młody, wyraźnie zdenerwowany chłopak. Tuż przed nim stało obdrapane, masywne biurko za którym, na obrotowym krześle, spoczywał starszy mężczyzna. Grzebał on w stercie pożółkłych papierzysk lekceważąc zupełnie obecność chłopca. W końcu znieruchomiał na chwilę, skupiając wzrok na jednej z kartek którą wyciągnął z samego dołu papierowej góry.
– W czym mogę pomóc? – Zapytał.
– Potrzebuję porady. – Odpowiedział chłopak.
– Tego zdążyłem się już domyśleć. Ile masz lat?
– Szesnaście.
Mężczyzna odłożył kartkę i podrapał się po szorstkim, nieogolonym policzku. – Twoi rodzice wiedzą że tu jesteś? – Zapytał głosem w którym przeważała okropna chrypa.
– Nie muszą.
– Jesteś pewny?
Chłopak zacisnął wargi i przez moment zastanawiał się nad odpowiedzią.
– W zasadzie to chciałbym żeby mnie pan tylko wysłuchał. – Oznajmił.
Zapadła cisza.
– Hmm. – Mruknął w końcu mężczyzna. – Przeważnie tym właśnie się zajmuję.
– Oczywiście zapłacę za wizytę. – Odrzekł szybko chłopak.
– Nie w tym rzecz…
– Moi rodzice nie muszą o niczym wiedzieć.
Mężczyzna splótł dłonie.
– Posłuchaj chłopcze. Jesteś niepełnoletni, tak? – Zapytał.
– Tak.
– I przyszedłeś do mnie ponieważ masz jakiś problem, tak?
Chłopak kiwnął głową.
– I widzisz co tutaj jest napisane? – Zapytał wskazując na tabliczkę leżącą przy krawędzi biurka.
– Dr Andrzej Nowosilski. – Przeczytał chłopak.
– Dokładnie. Doktor Nowosilski to ja. – Stwierdził zupełnie niepotrzebnie Nowosilski. – Jestem w pewnym sensie lekarzem. Leczę ludzi, na tym polega moja praca. Rozumiesz to, prawda?
Chłopak przytaknął.
– Więc zgodzisz się ze mną że moi pacjenci przeważnie są na coś chorzy.
– Albo mają jakiś problem.
– Albo mają jakiś problem, oczywiście. Więc skoro już doszliśmy do porozumienia to mogę bez żadnych przeszkód stwierdzić, że przyszedłeś tutaj dlatego że jesteś chory…
– …albo mam jakiś problem. – Wtrącił chłopak.
Doktor kiwnął głową.
– Jednak jesteś niepełnoletni. To jest pewna komplikacja.
– Ale…
– No bo wyobraź sobie że złamałeś nogę. Nie… wyobraź sobie że masz raka i przychodzisz z tym do lekarza…
– Ja nie mam…
– W takim wypadku lekarz musi powiadomić twoich rodziców ponieważ tylko oni mogą podejmować decyzję o sposobie leczenia. Gdyby lekarz próbował cię leczyć bez informowania o tym twoich rodziców, mógłby stracić pracę. Ja niestety, przynajmniej na razie, nie mogę sobie pozwolić na coś takiego. Czy to jasne?
– Nie bardzo. – Odparł chłopak. – Mam dziwne wrażenie że próbuje się pan ze mną droczyć w jakiś głupi sposób, a ja na szczęście, nie mam na to czasu. Nie wiem też czemu musi pan powiadomić moich rodziców o tym, że pomaga mi pan rozwiązać mój… problem.
– A co jeśli twój problem polega na tym że masz ochotę wsunąć nóż między żebra któremuś z nich? Myślę, że powinni o czymś takim wiedzieć.
Chłopak opadł zrezygnowany na oparciu wielkiego fotela.
– Ale pan jeszcze nie wie o co w ogóle chodzi. Może mógłby mnie pan najpierw wysłuchać a później pan zadecyduje co zrobi dalej?
Nowosilski usiadł wygodniej, spojrzał na zegarek, spojrzał na stos papierów na biurku i dochodząc przy tym do wniosku że nic więcej nie ma już tego dnia do roboty, przystał na propozycję chłopca.
– Dobrze, ale najpierw wypadałoby żebyś się przedstawił. Masz chyba jakieś imię?
– Mam.
Mężczyzna uśmiechnął się prawie niezauważalnie.
– A zdradzisz mi je?
– Nazywam się Emil Dąbrowicz.
– Ok, to chyba tyle w kwestii formalności. Teraz możesz mi wreszcie opowiedzieć swoją historię. – Oznajmił udając zainteresowanie.
Chłopak podrapał się po uchu.
– To dość skomplikowane. – Mruknął niepewnie.
– Rozczarowałbym się gdyby było inaczej. – Odpowiedział doktor. – No już, zrzuć ten ciężar.
Emil nabrał powietrza do płuc tak jakby zaraz miał wygłosić długą przemowę, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Podrapał się jeszcze kilka razy i poprawił swoja pozycję na fotelu bo powoli się w niego zatapiał.
– Wie pan, zanim tu przyszedłem, przemyślałem dokładnie to co chce powiedzieć ale teraz nie wiem od czego zacząć.
– Może zacznij od początku? – Zaproponował zniecierpliwiony doktor.
Emil zastanawiał się przez dość długą chwilę.
– To zaczęło się w połowie…

***

…bardzo nudnych wakacji. W życiu Emila Dąbrowicza zdarzały się tylko takie. Można powiedzieć że właściwie całe jego życie było nudne.
I za to właśnie je uwielbiał.
Emil był niezwykłym nastolatkiem. Nie brzmiało to jednak zbyt wiarygodnie biorąc pod uwagę to, że jego niezwykłość polegała na tym że był całkowicie zwykły. Emil Dąbrowicz prowadził życie które bardziej pasowało do sześćdziesięciolatka na emeryturze niż do młodego chłopaka. Dlatego był dziwny, no przynajmniej w oczach swoich znajomych (to znaczy ludzi z którymi czasami zdarzało mu się przebywać w jednym pomieszczeniu). Sam Emil kompletnie nie rozumiał swoich rówieśników. Nie lubił imprez, nie lubił alkoholu, nie próbował na każdym kroku udowadniać że jest dorosły i nigdy nie robił czegoś wbrew swoim przekonaniom tylko po to by stać się lubianym. Takie rzeczy kompletnie go nie interesowały.
O życiu Emila można było pisać bardzo długo, pod warunkiem, że znało się odpowiednio wiele zwrotów opisujących te same czynności. Głównie dlatego że w jego życiu większość dni była identyczna.
Emil nie lubił zmian. Zmiany zmuszały go do działania a do tego w ogóle nie był przystosowany.
No i pewnego razu się zaczęło. Stał na dziwnym placu – którego powierzchnię szpecił nierówno ułożony bruk – i spoglądał na błękitne niebo. Nagle poczuł że coś tutaj nie gra.
– Właściwie co to za plac? – Zapytał w myślach. – I co ja tutaj robię?
Po chwili głębokiej zadumy doszedł do niezwykłego (jak on sam) i trochę przerażającego wniosku. Otóż zorientował się, że właśnie śni. Co było całkiem niespodziewane. Z chwilą gdy myśl ta pojawiła się w jego głowie, jego powieki wolno się rozchyliły dzięki czemu ujrzał świecący wyświetlacz budzika leżącego na szafce obok łóżka. Zdezorientowany i jeszcze nie całkiem obudzony, usiadł i ciężko westchnął. Potem otworzył oczy po raz drugi. Tym razem zobaczył sufit i wstał natychmiast. Przetarł zaspane powieki i zastanowił się nad tym dziwnym zjawiskiem. W czasie snu zorientował się, że właśnie śni. Zdarzyło mu się to po raz pierwszy. Nie pamiętał też by kiedyś śnił o tym że się obudził, tuż przed właściwym przebudzeniem. To było dziwne, nawet jak na niego.
Wieczorem, przed pójściem do łóżka myślał o tym co stało się rano. Czy można śnić i wiedzieć że się właśnie śni? Miał ochotę to sprawdzić jednak nie wiedział jak. Za braku lepszego pomysłu zaczął powtarzać w myślach: to jest sen, to jest sen, to jest sen…
Zamknął oczy.
Tym razem leżał na soczyście zielonej trawie która porastała niewielkie wzgórze. Znowu patrzył w niebo. To jest sen, to jest sen, to jest sen… – Krążyło bez przerwy w jego głowie.
Podniósł natychmiast głowę i usiadł. Skrupulatnie obejrzał powierzchnię swoich rąk. To jest sen – przyznał. Z uśmiechem szaleńca wstał i zbiegł z górki.
– Co teraz? – Zapytał na głos. – Co można robić we śnie jeśli się wie, że właśnie się śni? Hmm, przecież to oczywiste! – Pomyślał. Rzeczywiście, odpowiedź była oczywista. Każdy szesnastolatek dobrze wiedział co chciałby zrobić w takiej sytuacji, Emil jednak nie był taki jak każdy i zamierzał zrobić coś całkiem innego. Coś bardziej pasującego do ośmiolatka który naoglądał się za dużo Piotrusia Pana.
Delikatnie uniósł się do góry po czym, gdy poczuł się już pewniej – wystrzelił jak rakieta. I się obudził.
To było dla niego coś całkiem nowego i strasznie ekscytującego. Następnego dnia myślał tylko o tym by jak najszybciej pójść spać. Był tak bardzo zniecierpliwiony że położył się już o dwudziestej. Jego matka wchodziła do jego pokoju co kilkanaście minut i pytała czy przypadkiem nie jest chory. Strasznie go to denerwowało.
W końcu przyszedł sen. Znowu udało mu się przejąć kontrolę ale tym razem postanowił trochę poeksperymentować. Zmieniał otoczenie i nadawał sobie różne ciekawe umiejętności. Świetnie się przy tym bawił. Tej nocy zrozumiał, że odkrył coś czego właściwie szukał przez całe swoje życie. Znalazł miejsce które było całkowicie zależne od jego woli. Uwielbiał to.
Mijały wakacje ale Emil w ogóle się tym nie przejmował. Sny stały się jego ulubionym i praktycznie jedynym zajęciem. Pokochał wolność jaką mu dawały, jednak z czasem zaczęło mu czegoś brakować. Zastanawiał się czy mógłby w czasie swojego snu kogoś stworzyć. Jakąś przypadkową osobę. Trochę się tego obawiał. Poza tym tak naprawdę nie umiał się obchodzić z ludźmi i najbardziej w świecie lubił towarzystwo siebie samego. Ciekawość jednak pozostała.
W końcu jednak przydarzyło mu się coś nowego. Wyobraził sobie wielką, tropikalną i oczywiście bezludną wyspę. Miał już wprawę więc wyszło mu to całkiem znakomicie. Zawsze lubił podziwiać swoje twory z lotu ptaka. Tym razem nie było inaczej i Emil uniósł się wysoko nad wyspą by lepiej się jej przyjrzeć. Nagle, błękitne dotąd niebo, pociemniało zmieniając swój odcień na ciemno granatowy. To było co najmniej dziwne (nawet biorąc pod uwagę że zdarzyło się to po tym jak Emil wymyślił własną wyspę i zaczął wokół niej latać).
Na domiar złego usłyszał czyjś głos.
– Co tutaj robisz? – Zapytał, a raczej zapytała bo głos niewątpliwie należał do jakiejś dziewczyny.
Emil wystraszył się i zdziwił jednocześnie. Głos ten wzbudził u niego znacznie większy niepokój niż nagłe zmiany na niebie. Chwilę później poczuł że coś jest nie tak. Kilka sekund zajęło mu odkrycie że właśnie spada. Bardzo szybko.
W zasadzie wcześniej się nie zastanawiał nad tym w jaki sposób kontrolował swój sen. Jeśli chciał latać to po prostu to robił, nie towarzyszyło temu żadne: leć, leć, leć – powtarzane w myślach. Jednak kiedy zaczął spadać i zrozumiał że nie może za bardzo przestać, z jego ust wyleciała cała wiązanka: leć, unoś się, do góry! Kurcze! Niestety nie pomogło to ani trochę. Powierzchnia wyspy (która nie wyglądała na zbyt przyjazną upadkom z dużej wysokości) zbliżała się coraz bardziej i w głowie Emila pozostało już tylko jedno pytanie: czy to będzie boleć?
Bolało bardzo. Jego ciało odbiło się od ziemi i niczym worek gnatów upadło z powrotem. Czuł jak jego nogi łamią się w sposób w jaki to robią zapałki pod kilkutonowym obciążeniem. Jego kości nie pękły w pół, one się skruszyły (żadne inne słowo nie mogło lepiej tego opisać). Emil nawet nie krzyknął. To nie miało sensu, poza tym nie mógł tego zrobić. Nie wiedział czemu, właściwie nic nie wiedział bo całkiem przestał myśleć. W jego głowie zapanował BÓL (pogrubiony i podkreślony). Obrócił się na bok, z jego gardła wydostało się coś co przypominało psie wycie. To co czuł było nie do zniesienia. Nie mógł oddychać, nie mógł nic powiedzieć ani się obudzić. Spojrzał na swoje powykręcane ciało i widok ten całkiem go przeraził. To nie było zabawne.
Na domiar złego znowu usłyszał ten sam, dziewczęcy głos.
– Kim jesteś? – Zapytała.
Potem w końcu się obudził. Powitał to z radością która przeminęła gdy znowu poczuł ból. Prawie tak silny jak we śnie. Był też cały spocony i nie była to żadna letnia wilgoć pod pachami, on po prostu był mokry, nie tylko z resztą on. Emil zwyczajnie leżał w kałuży własnego potu. Ledwo mógł złapać oddech. Serce waliło prawie przebijając mu mostek. Bał się że obrót na bok złamie mu kręgosłup. Trwało to kilka minut które niemiłosiernie przeciągały się w nieskończoność. Kiedy jego stan przestał być krytyczny, wstał i postanowił się ogarnąć. Miał tylko nadzieję że matka nigdy nie zapyta dlaczego zmoczył całe prześcieradło. Odpowiedź na to pytanie brzmiałaby jak idiotyczna wymówka.

Wypadek ten przez jakiś czas zniechęcił go do zabaw ze snami. Trwało to niecałe dwa tygodnie. W między czasie Emil zastanawiał się nad tym co się właściwie wtedy stało. Powróciły też myśli o tworzeniu w snach ludzi. W jakiś sposób zdołał powiązać ze sobą obie te rzeczy. Być może stworzył kogoś we śnie? A jeśli tak to kto to był? Jakaś dziewczyna pewnie, albo chłopak z zaburzeniami hormonalnymi. Czy ten ktoś myślał samodzielnie? To chyba nie możliwe. Musiała (albo musiał – w przypadku którego Emil nie chciał brać pod uwagę) robić to co chciał, żeby robiła – ale z drugiej strony w normalnych snach, ludzie których spotykał zachowywali się całkiem nieprzewidywalnie, tak jak zresztą on sam. Zastanawiał się nad tym do czasu aż pojawił się kolejny świadomy sen.
Tym razem był las a właściwie polana rzadko porośnięta małymi, śmiesznymi drzewkami. Na ziemi zalegała gruba warstwa krwistoczerwonych liści. Od razu rzuciło mu się to w oczy podobnie jak brunatne niebo które gdzieś przy linii horyzontu zmieniało kolor na jaskrawo żółty. I to było właściwie wszystko jeśli chodziło o krajobraz. Emil nie potrafił w tym śnie niczego zmienić. Miał tylko świadomość śnienia co było dość denerwujące bo nie mógł też się obudzić. Nic nie mógł. Musiał czekać i czekał bardzo długo. W końcu otworzył oczy i zobaczył budzik. Nigdy wcześniej tak bardzo nie cieszył się na jego widok.
O kontroli w snach mógł już tylko pomarzyć więc nie zawracał sobie tym głowy. Wróciły normalne sny które zapominał zaraz po przebudzeniu. Minął kolejny tydzień.
Wściekł się jak głupi gdy znowu trafił na czerwoną polanę. I tym razem nie mógł nic zmienić. Nie mógł się też obudzić. Krążył jak zombie po liściastej pustyni i myślał o cyfrach na wyświetlaczu budzika które bardzo chciał wreszcie ujrzeć. Wspiął się na jedno z wyższych drzew by zobaczyć czy w tej krainie jest coś poza liśćmi i drzewami. Z czubka dostrzegł to czego się spodziewał. Liście i drzewa. Wszędzie aż po sam horyzont.
Krzyknął z całej siły mając nadzieję że zrobi to także przez sen.
– Czego się drzesz? – Usłyszał pod sobą przed tym jak upadł na ziemię. Nad nim stała ruda dziewczyna ubrana w czarną sukienkę.
– Kim jesteś? – Zapytała go głosem który znał z wypadku na wyspie.
Wstał i otrzepał się z liści które bezwstydnie się do niego poprzylepiały.
– Umiesz mówić? – Spytała widząc jego dezorientację.
– Oczywiście. Jestem Emil a ty przeszkadzasz mi spać. Byłbym wdzięczny gdybyś zniknęła. – Stęknął.
Ruda dziewczyna się uśmiechnęła.
– W ogóle kim ty jesteś? – Zapytał wyraźnie akcentując słowo ty. Widział tą dziewczynę po raz pierwszy w życiu.
– Nie wiesz?
– Nie, ale zgaduję że należysz do jakieś części mojej bujnej wyobraźni której dotąd nie znałem. – Odpowiedział trochę zdezorientowany.
Dziewczyna uśmiechnęła się po raz kolejny po czym pstryknęła palcami. Polana zniknęła, pojawił się za to wyświetlacz budzika.

Znowu coś nowego. Emil doszedł do wniosku że w ciągu ostatniego miesiąca wydarzyło się więcej, niż czasie jego całego życia. Spotkanie z rudą dziewczyną strasznie go podnieciło (ale nie w taki sposób w jaki podnieciłoby statystycznego szesnastolatka) i wywołało w nim falę ciekawości. Właściwie to nawet wielkie tsunami.
Dlaczego akurat ruda dziewczyna w czarnej sukience? O co tutaj chodziło? Emil tego nie rozumiał. Kiedy zamykał oczy i próbował sobie wyobrazić pierwszą lepszą dziewczynę, widział tylko kontur człowieka który miał wcięcie w tali. Tak właśnie wtedy pojmował dziewczyny. Wcięcie w talii i tyle. Niczego to nie wyjaśniało. Dlatego postanowił zbadać całą tą sytuację.
Ustawił budzik tak by zaczął budzić po czterech godzinach od momentu w którym zamknie oczy. Tak na wypadek gdyby udało mu się to, co zamierzał zrobić. Położył się wygodnie na łóżku i pomyślał o liściach. Czerwonych i w dużej ilości. Podziałało. Kiedy zasnął znalazł się ponownie na polanie.
– Halo? – Krzyknął. – Jesteś tu?
Ktoś dotknął jego ramienia. Przeszył go dreszcz.
– Jestem. – Odparła ruda dziewczyna. – Czekałam na ciebie.
– Jasne. – Mruknął Emil. – Słuchaj…
– Może usiądziemy? – Zaproponowała wskazując ręką dwa wielkie, skórzane fotele ustawione naprzeciw siebie.
– Czemu nie? – Pomyślał siadając. – Zagram w tą grę.
Przez chwilę panowała całkowita cisza.
– Co dalej? – Zapytał.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Mów. – Poprosiła.
– Co mam mówić?
– Cokolwiek ci przychodzi na myśl.
– Jestem zaskoczony. – Odparł bez zastanowienia.
– Czym? – Zapytała dziewczyna.
– Sobą. Swoją wyobraźnią. Szczególnie tymi liśćmi, nienawidzę czerwonego koloru. – Rzekł z odrazą. – I nie lubię jak nie mam kontroli, a tak w ogóle…
Zaczął gadać. Sam nie wiedział czemu. W szkole zawsze starał się unikać jakichkolwiek rozmów. Nie był najlepszym mówcą. Poza tym z nikim nie potrafił znaleźć wspólnego języka. Zapewne dlatego że właściwie nigdy nie miał nic ciekawego do powiedzenia.
Ale z tą rudą dziewczyną szło mu znacznie lepiej. Może dlatego że prawie w ogóle się nie odzywała? Czasami się tylko uśmiechała i to wszystko. W końcu po coś ją wymyśliłem. – Stwierdził. – Może po to żebym miał z kim pogadać?
Następnego dnia znowu był na polanie i znowu ględził. Jakoś mu się to spodobało i stało się ciekawsze od kontrolowanych snów samych w sobie. Kiedy mówił, czuł ulgę, układał myśli, porządkował swój umysł. Lubił ten porządek.
Minęło parę dni i parę snów. Emil zaczął nawet dostrzegać w rudej dziewczynie coś więcej niż tylko wcięcie w talii. Była chyba nawet ładna (Emil nie był jeszcze w 100% pewien). Miała na pewno ładną twarz. I nogi. I inne rzeczy. Po kilku spotkaniach zaczął bardziej cieszyć się z jej widoku niż z samej rozmowy którą toczyli. Coś się działo.
Całkiem stracił ochotę by spotykać się z kimkolwiek w ciągu dnia. Kumple (ludzie z którymi się zadawał by sprawiać pozory zwykłego nastolatka) całkiem go nudzili a nie był to ten typ nudy który lubił. Liczyła się tylko ruda dziewczyna ze snów. Czekał na spotkanie z nią całymi dniami.
Wakacje powoli się kończyły.
To był rutynowy sen. Siedzieli na fotelach i rozmawiali. To znaczy Emil rozmawiał. Dziewczyna podpierała tylko głowę swoją ładną ręką i prawdopodobnie słuchała. W końcu Emil na chwilę się zamknął i skupił wzrok na brązowych oczach swojej słuchaczki.
– Właściwie to jak masz na imię? – Zapytał.
– Emilia. – Odparła dziewczyna.
– Hmm. Kreatywny to raczej nie jestem.
– Na pewno nie. – Zaśmiała się.
– Cóż. Miło było kolejny raz cię zanudzić Emilio. – Stwierdził. – Muszę już chyba wstać. Zaraz mam rozpoczęcie nowego roku. Głupio byłoby zaspać.
– Z pewnością. – Zgodziła się i zniknęła. Emil zrobił to samo.

***

– Co pan o tym sądzi? – Zapytał chłopak. Od gadania zaschło mu już w gardle.
Doktor Nowosilski skrzyżował ręce i wbił wzrok w blat swojego starego biurka.
– Nic pan nie powie?
Mężczyzna mlasnął głośno.
– A cóż mogę powiedzieć Emilu? Opowiedziałeś mi ciekawą historię ale co właściwie chcesz ode mnie usłyszeć? – Zapytał jakby od niechcenia.
– Nie wiem. Na pewno chętnie bym się dowiedział czy według pana jestem normalny czy nie? Trochę mnie to ciekawi.
– Hmm. – Mruknął Nowosilski niczym przepity niedźwiedź. – To zależy chłopcze od tego co masz na myśli mówiąc „normalny”? Czy chodzi ci o kogoś kto zachowuje się tak jak większość podobnych do niego osób? Czy może miałeś na myśli kogoś kto jest zdrowy psychicznie? – Dodał by rozjaśnić sytuację.
– Wiem, że nie zachowuję się jak większość szesnastolatków. Nie zachowuje się nawet jak ich mniejszość. Zdaję sobie sprawę że ludzi podobnych do mnie jest naprawdę niewielu. I mówię to dlatego że jest na świecie z siedem miliardów osób a w takim gronie pewnie jest ktoś, kto robi w życiu to samo co ja. Czyli właściwie nic. Osobiście jednak nie znam nikogo takiego. I się tym nie przejmuję. Wiem że jestem nienormalny. Bardziej jednak martwię się o to czy przypadkiem nie jestem na coś chory. Wie pan, te wszystkie sny, to co się w nich działo, to nie jest zwykła umiejętność, prawda? Czasami myślę sobie że to może być jakiś rodzaj dziwacznej halucynacji. Nie wiem. Może naprawdę mam tego raka?
– Posłuchaj. – Poprosił doktor. – Twoje sny to nic niezwykłego. Takie rzeczy zdarzają się dość często.
– Chce pan powiedzieć że są inni ludzie którzy potrafią je kontrolować? – Zapytał zdziwiony Emil.
– Oczywiście.
Chłopak głośno westchnął.
– No to jeden problem z głowy. – Wyznał z ulgą.
– A trapi cię coś jeszcze? – Spytał Nowosilski spoglądając na swój zegarek.
– Nowa szkoła głównie. – Odpowiedział Emil.
– No tak, w końcu wczoraj było rozpoczęcie roku szkolnego. Jesteś już w liceum, tak?
– No. W pierwszej klasie.
– A do której szkoły chodzisz? – Zapytał od niechcenia doktor.
– Do liceum numer pięć.
– Hmm. Dobra szkoła. – Stwierdził Nowosilski bez przekonania w głosie. – A jak było na rozpoczęciu?
Emil westchnął.
– Nawet spoko. Mam w klasie dwóch starych kumpli z gimnazjum.
– Miło, a poza tym nic ciekawego się nie wydarzyło?
– No, w sumie to przepisała się jeszcze do nas Emilia Rostkowska. Ta ruda dziewczyna z moich snów.
Odpowiedz
#2
Bardzo chętnie przeczytam resztę powieści, zaintrygowała mnie, ponieważ uderza o tematykę, którą się od dłuższego czasu fascynuję. Nie będę szukać błędów, bo za cienka jestem Big Grin duży plus ode mnie
Odpowiedz
#3
Reszta powiesci jest na moim blogu <link w podpisie>. Czesc druga dopiero poprawiam i wrzuce ja na blog jak tylko skoncze z czescia pierwsza.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości