Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Marzyciel
#1


Marzeniami żyłem jak król.
      - Ryszard Riedel


 Wybrałem sobie najlepsze miejsce, nieco bliżej środka widowni. Tak, bym mógł ogarnąć cały spektakl, nie przegapić niczego ciekawego, niczego istotnego. Wyjąłem notes i ołówek, nie stać mnie było na aparat, więc musiałem pisać i szkicować. Przynajmniej jakiś zarys, jakąś namiastkę, na której mógłbym się oprzeć.

 Koledzy radzili mi bym to zobaczył. Jak to ujęli „w celu doskonalenia warsztatu emocjonalnego”. Nie za bardzo ich rozumiałem, ale przyszedłem. Takie rzeczy wypadałoby poznać, zanim się o nich napisze.

 Błysnęło. Zapalili światło, całe przedstawienie ruszyło z miejsca. Ale wtedy, gdy go wprowadzali, nie mogłem nic pisać. To był jakiś paraliż. Moje oczy patrzyły w jeden punkt na jego twarzy, śledziły jej ruchy.

 A może nie wiedziałem, co napisać? Uruchomiłem wyobraźnię. Myślałem o zachowaniu widowni – wspaniale reagowała, ta cisza aż onieśmielała. Spojrzałem na dwóch mężczyzn idących przy głównym aktorze – obydwaj brzydcy. Wystylizowałem ich na pełnych powagi i brutalności.

 Krzesło ozdobiłem jakimiś złotymi ornamentami. A może to będzie król? Zerknąłem jeszcze raz na bohatera. Miał na sobie zbroję, skronie wieńczył mu diadem. Ale gdy brałem się za dwóch obok, wizja rzymskich żołnierzy jakoś przestała mi pasować.

 Pobiegłem więc dalej. Nagle wpadłem na genialny pomysł. To będzie jakiś sędzia. Rozprawa, tak! Idealnie! Mężczyzna usiadł na krześle i wziął w dłoń młotek, chcąc zapewne uderzyć nim o własne biurko. Już unosił dłoń, już się zamachiwał, gdy…

 Zaczął śpiewać.

 Cicha noc, święta noc,
 Pokój niesie ludziom wszem…

 Wszystko się rozmazało. Przez chwilę myślałem, że to wyobraźnia szwankuje, aż nie poczułem wilgoci na palcach. Gdy spojrzałem na dłonie, wtedy notes i mój stary, wysłużony ołówek, powoli, w majestacie, opadli na ziemię.

 Wigilia. Dziś była wigilia.

 A ja płakałem.

 Spojrzałem na człowieka, który śpiewał kolędę. Krzątający się obok niego strażnicy znowu byli brzydcy. A widownia? Widownia zaczęła psuć wszystko.

 Zaczęła śpiewać. Nieśmiało, cichutkimi głosami. Przydeptałem niechcący notes, który miałem tutaj zostawić. W końcu i ja, pisarz pokonany przez życie, przyłączyłem się do tego chóru.

 A u żłóbka Matka Święta
 Czuwa sama uśmiechnięta
 Nad dzieciątka snem,
 Nad dzieciątka snem.

 Gdy przyszło co do czego, młotek zniknął z dłoni mężczyzny. Na krześle został tylko skazaniec w pomarańczowym kombinezonie.

 Ucichł. Nawet nie krzyczał. Po prostu zasnął.

 Po prostu umarł.
Odpowiedz
#2
Uhhh... Wstrząsające, brutalne, dobijające.
Ale MEGA dobre.
Motyw rysowania bardzo mi się podobał tak samo kolęda. Spowodowały u mnie dreszcze.
Czyta się dobrze. Nie wyłapałam żadnych błędów.
Gratulacje. Czekam na więcej.
Cytat:Kiedy wypuszczam z papierosa dym
chcę poczuć to znów.
Bo nie wiem gdzie teraz jesteś Ty,
a chciałbym chyba byś była tu.
Odpowiedz
#3
Cholernie miło czyta się takie oceny czytelnika Big Grin

Myślę, że coś nakreślę, niebawem. Smile
Odpowiedz
#4
piękne i wzruszające. Ta kolęda... Dobrze napisane, płynnie, nie ma błędów. W tak krótkim utworze zmieścic tyle emocji to sztuka. gratulacje.
Odpowiedz
#5
Aaa dziękuję pięknie Smile

To była moja pierwsza miniatura, więc tym bardziej podłechtana moja samoocena

Pozdrawiam
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości