"Cisza umysłu, burza serca, wojna istnienia - pamiętnik niepoczytalnej"
Przeszła przez ulice i klatkę schodową. Weszła do mieszkania, usiadła i po chwili wstała. Nie słyszała, nie wdziała i nie żyła. Światło wpadające przez okna oślepiły jej nieuchwytny wzrok. To na co patrzyła z pewnością nie było ścianą... Przeszywając ją błądziła gdzieś w nieistniejącej pustce. Coś co powinna pozornie słyszeć - ta melodia z radia - sprawiała, że kretyński wyraz twarzy omotał ją całą. Stała i tylko tyle można było o niej powiedzieć. Trwała w tej agonii zmysłów długie minuty.
Zamrugała co wcale nie oznaczało że jest lepiej. To dusza chciał uciec, powieki jej nie pozwoliły. Lampa się nie paliła i mimo to było ciemno.* Jej ręka uniosła się w górę na ścianie. Ciało uniosło się i stopy pokierowały je do przełącznika. Opadającą ręka zapaliła światło...
~
- Amy! - ktoś krzyknął
Uśmiechnięta dziewczyna odwróciła się w stronę swoich przyjaciółek. To nic, że jest plucha i całe dnie zimno, to nic, że jej nowe buty zaraz się rozpadną.
Przebiegła przez ulice i wycałowała koleżanki. Ich uśmiechnięte twarze wyglądały jak kwiaty na żużlowym wysypisku: piękne młode i takie beztroskie. Miały siebie swoich cudownych facetów, ładne domy, dobrą prace. Miały dosłownie wszystko o czym marzą dziewczyny w ich wieku. Wile zazdrosnych oczu błądziło za nimi wściekle. Nie zważały na to, cieszyły się chwilą, imprezowały... po prostu żyły tym co miały.
Kino. Jakaś komedia - będzie co opowiadać Katy. Minuta za minutą filmu upływały ni to powoli ni szybko - nieważne! Liczyło się, że z ludźmi, których się kocha, że ze swoimi ludźmi, że uśmiech nie minie. W końcu dwie godziny minęły jakoś dziwnie powoli szybko, tak jak mijał zwykły dzień szkoły. Zresztą one już dawno miały ją za sobą. Kilka lat, a czują jakby to były całe wieki. Uśmiech rzeczywiście nie mijał; ani kiedy wstały, ani kiedy zapalono światło, ani na schodach, ani kiedy wyszły na ulice, na tą okropną pogodę... I nie zniknie tak myślały...
~
...światło mrugnęło niby szybko, niby powoli- nieważne, że się zapaliło... Lustro ukazało okropny - niewidoczny dla jej myśli - widok. To co się w niej działo to nie było myślenie, ani bicie serca, ani oddychanie nic z tych rzeczy. Błądziła każdą częścią egzystencji.
Stała... opuszczone ręce... żałosny wyraz twarzy... przeszklone oczy. Opadła na... nieważne, bo czy coś się jeszcze liczyło ...? Opuszczona głowa, ręce pogubione w nieładzie gdzieś na kolanach. I woda... która może być córką szczęścia lub żalu - łezka . Piękne imię jak na takiego potwora, bo ludzie boją się łez, wstydzą. Miała wszystko gdzieś... Łzy jak krew spływały powoli w tak szybkim czasie. Kapały na jej kolana jak jad węża do czarki z trucizną... Zdawało się że nawet koniec świata by jej nie obudził... jednak cichy dzwonek do drzwi sprawił, że jej dusza zaczęła histerycznie łkać i miotać się. Dzwonek rozbrzmiał znowu...
~
- No odbierz Amy!
Dzwonił najprawdopodobniej najfajniejszy koleś w mieście. Dziewczyny były bardzo podekscytowane. Amy odebrał i zaczęła rozmowę. Była mistrzynią flirtu, uwodziła go słowami. Uśmiech nie zniknął. Po chwili rozłączyła się... Słyszały całą rozmowę, trzeba opowiedzieć Katy zanotowały sobie w myślach...
~
Nie wiedziała czy to co zrobiła można było nazwać wstaniem... po prostu sprawiła, że jej ciało dziwnym trafem już nie siedziało. Zewnętrzna strona dłoni otarła żałosną wodę. Oczy nie były przekrwawione ani tym bardziej zaczerwienione. Łzy płynęły samoistnie jak rzeka, nic nie niszczyły. Po prostu stały się wypłukiwały jej dusze na zewnątrz. Coś sprawiło, że jej stopy znalazły się przy drzwiach. Dusza już prawie je opuściła. Została gdzieś daleko od nich, zgubiona w ciemnej próżni łazienki. Jej dłoń kierowana odruchem otworzyła drzwi; nacisnęła chłodną klamkę i pchnęła je przed siebie. Ta sama twarz jak co miesiąc, ten sam uśmiech, który w żadnym wypadku nie pasował do celu odwiedzin...
Deska, którą ktoś nazwał drzwiami i wmontował w nią klamkę, cicho pyknęła i wróciła na swoje poprzednie stanowisko - zamknęły się.
~
"To nie była zdrada...."
- Sam się zamknij! - nie kochała go?
Jednak minął uśmiech
Kilka wystrzałów pistoletu
Serce już prawie stoi
Woła swego Pana Niebieskiego
Rachunki spadły na ziemię jak liście, tak cicho we własnej melodii istnienia. Co mogłyby kogoś obchodzić niespłacone rachunki czy kartka od cioci zza morza. Czy kogokolwiek kiedykolwiek mogło to obchodzić??
~
Ciała słały się na ziemi, ciała osób, które znała i kochała, jej przyjaciółki. Bezsilnie upadła przy nich na kolana i łkała... Łzy nie dawały pocieszenia...
~
...woda nigdy nie usunie zbędnych trosk, chociaż takich nie ma. Ani zimne, ani gorące, ani nawet po prostu ciepłe strumienie nie uleczą strzaskanej duszy. Sekunda za kroplą, kropla za sekundą. Nie słychać było żeby woda lądowała na podłogę prysznica, która nie miała ciepła i nie wionęła chłodem. Szum, który zagłuszał niesłyszalną cisze sprawiał wrażenie jakby na coś czekał.
~
Czekała przy swoich "siostrach", często je tak nazywała. Bezsensu byłoby próbować odciągnąć ją od nich. Jej zmysły nie istniały, jej myśli nietrwały, a łzy zdawały się być stałą częścią jej twarzy. Jej bladość odstraszała nawet śmierć, która i tak zapuściła już swe długie zimne palce głęboko w życie tej beztroskiej dziewczyny.
Wkrótce przyjechała karetka, zabrano poszkodowanych... rannych było niewielu. I czy akurat te kilka pocisków musiało tak prze nieszczęśliwie trafić w jej siostry? ...agonia zmysłów. Niewidzialna siła sprawiła, że za kilka cudzych uśmiechów jej ciało oczekiwało na coś co pozornie miało się już dawno wydarzyć. Sucha cisza tego chłodu przechodziła ludzkie zamysły o zmysłach. Ale to ją nie obchodziło, bo przecież jej zmysły zakochały się nietrwaniu. Dookoła jej nieistniejącej egzystencji, cicho szalała mroczna biel ścian. Obłąkane ręce zaginały i odginały brzeg kurtki. Kroki na korytarzy przywróciły ja z niebytu. Teraz stała na własnych nogach. Wpatrywała się w twarz człowieka, którego nie znała jak w twarz ojca który miał powiedzieć: "Tak kocham Cię córeczko nie wyrzeknę się Ciebie". W tej chwili zdawało się że słyszy:
Nie nie znam Cię
Nie znam Twych słów
Nie chcę Cię już oglądać
Nie obchodzisz mnie
Odejdź nim Cię zabije
Nie chce Cię pamiętać
Dusza łka, ojciec dziecka nie poznał
Pan osieraca dzieci z sióstr
Żal daje chęć śmierci
Bóg będzie łkał
Serce się zamknie
Dusza w pył odmieni
Egzystencja się skończy
~
Czarne drzwi jeśli prowadzą do nieba... to nie chce ich przekraczać sama, chcę zawrócić do sióstr. Jeśli tam jest koniec to... niech nastąpi. Drzwi z cichym śpiewem otwierają swe wrota, oślepiają mnie. Nie mam odwrotu, teraz żałuje wiem, że nie powinnam pisać wiersza mego prozą. Wiem,że nic już nie zrobię.
Witaj żarze czyśćca
Witaj Sądzie Ostateczny
Witaj końcu ery człowieczej
Witaj szatanie
Witaj Ojcze, Synu i Duchu.
*"Lampa się nie paliła i mimo to było ciemno." (zabieg celowy)
Przeszła przez ulice i klatkę schodową. Weszła do mieszkania, usiadła i po chwili wstała. Nie słyszała, nie wdziała i nie żyła. Światło wpadające przez okna oślepiły jej nieuchwytny wzrok. To na co patrzyła z pewnością nie było ścianą... Przeszywając ją błądziła gdzieś w nieistniejącej pustce. Coś co powinna pozornie słyszeć - ta melodia z radia - sprawiała, że kretyński wyraz twarzy omotał ją całą. Stała i tylko tyle można było o niej powiedzieć. Trwała w tej agonii zmysłów długie minuty.
Zamrugała co wcale nie oznaczało że jest lepiej. To dusza chciał uciec, powieki jej nie pozwoliły. Lampa się nie paliła i mimo to było ciemno.* Jej ręka uniosła się w górę na ścianie. Ciało uniosło się i stopy pokierowały je do przełącznika. Opadającą ręka zapaliła światło...
~
- Amy! - ktoś krzyknął
Uśmiechnięta dziewczyna odwróciła się w stronę swoich przyjaciółek. To nic, że jest plucha i całe dnie zimno, to nic, że jej nowe buty zaraz się rozpadną.
Przebiegła przez ulice i wycałowała koleżanki. Ich uśmiechnięte twarze wyglądały jak kwiaty na żużlowym wysypisku: piękne młode i takie beztroskie. Miały siebie swoich cudownych facetów, ładne domy, dobrą prace. Miały dosłownie wszystko o czym marzą dziewczyny w ich wieku. Wile zazdrosnych oczu błądziło za nimi wściekle. Nie zważały na to, cieszyły się chwilą, imprezowały... po prostu żyły tym co miały.
Kino. Jakaś komedia - będzie co opowiadać Katy. Minuta za minutą filmu upływały ni to powoli ni szybko - nieważne! Liczyło się, że z ludźmi, których się kocha, że ze swoimi ludźmi, że uśmiech nie minie. W końcu dwie godziny minęły jakoś dziwnie powoli szybko, tak jak mijał zwykły dzień szkoły. Zresztą one już dawno miały ją za sobą. Kilka lat, a czują jakby to były całe wieki. Uśmiech rzeczywiście nie mijał; ani kiedy wstały, ani kiedy zapalono światło, ani na schodach, ani kiedy wyszły na ulice, na tą okropną pogodę... I nie zniknie tak myślały...
~
...światło mrugnęło niby szybko, niby powoli- nieważne, że się zapaliło... Lustro ukazało okropny - niewidoczny dla jej myśli - widok. To co się w niej działo to nie było myślenie, ani bicie serca, ani oddychanie nic z tych rzeczy. Błądziła każdą częścią egzystencji.
Stała... opuszczone ręce... żałosny wyraz twarzy... przeszklone oczy. Opadła na... nieważne, bo czy coś się jeszcze liczyło ...? Opuszczona głowa, ręce pogubione w nieładzie gdzieś na kolanach. I woda... która może być córką szczęścia lub żalu - łezka . Piękne imię jak na takiego potwora, bo ludzie boją się łez, wstydzą. Miała wszystko gdzieś... Łzy jak krew spływały powoli w tak szybkim czasie. Kapały na jej kolana jak jad węża do czarki z trucizną... Zdawało się że nawet koniec świata by jej nie obudził... jednak cichy dzwonek do drzwi sprawił, że jej dusza zaczęła histerycznie łkać i miotać się. Dzwonek rozbrzmiał znowu...
~
- No odbierz Amy!
Dzwonił najprawdopodobniej najfajniejszy koleś w mieście. Dziewczyny były bardzo podekscytowane. Amy odebrał i zaczęła rozmowę. Była mistrzynią flirtu, uwodziła go słowami. Uśmiech nie zniknął. Po chwili rozłączyła się... Słyszały całą rozmowę, trzeba opowiedzieć Katy zanotowały sobie w myślach...
~
Nie wiedziała czy to co zrobiła można było nazwać wstaniem... po prostu sprawiła, że jej ciało dziwnym trafem już nie siedziało. Zewnętrzna strona dłoni otarła żałosną wodę. Oczy nie były przekrwawione ani tym bardziej zaczerwienione. Łzy płynęły samoistnie jak rzeka, nic nie niszczyły. Po prostu stały się wypłukiwały jej dusze na zewnątrz. Coś sprawiło, że jej stopy znalazły się przy drzwiach. Dusza już prawie je opuściła. Została gdzieś daleko od nich, zgubiona w ciemnej próżni łazienki. Jej dłoń kierowana odruchem otworzyła drzwi; nacisnęła chłodną klamkę i pchnęła je przed siebie. Ta sama twarz jak co miesiąc, ten sam uśmiech, który w żadnym wypadku nie pasował do celu odwiedzin...
Deska, którą ktoś nazwał drzwiami i wmontował w nią klamkę, cicho pyknęła i wróciła na swoje poprzednie stanowisko - zamknęły się.
~
"To nie była zdrada...."
- Sam się zamknij! - nie kochała go?
Jednak minął uśmiech
Kilka wystrzałów pistoletu
Serce już prawie stoi
Woła swego Pana Niebieskiego
Rachunki spadły na ziemię jak liście, tak cicho we własnej melodii istnienia. Co mogłyby kogoś obchodzić niespłacone rachunki czy kartka od cioci zza morza. Czy kogokolwiek kiedykolwiek mogło to obchodzić??
~
Ciała słały się na ziemi, ciała osób, które znała i kochała, jej przyjaciółki. Bezsilnie upadła przy nich na kolana i łkała... Łzy nie dawały pocieszenia...
~
...woda nigdy nie usunie zbędnych trosk, chociaż takich nie ma. Ani zimne, ani gorące, ani nawet po prostu ciepłe strumienie nie uleczą strzaskanej duszy. Sekunda za kroplą, kropla za sekundą. Nie słychać było żeby woda lądowała na podłogę prysznica, która nie miała ciepła i nie wionęła chłodem. Szum, który zagłuszał niesłyszalną cisze sprawiał wrażenie jakby na coś czekał.
~
Czekała przy swoich "siostrach", często je tak nazywała. Bezsensu byłoby próbować odciągnąć ją od nich. Jej zmysły nie istniały, jej myśli nietrwały, a łzy zdawały się być stałą częścią jej twarzy. Jej bladość odstraszała nawet śmierć, która i tak zapuściła już swe długie zimne palce głęboko w życie tej beztroskiej dziewczyny.
Wkrótce przyjechała karetka, zabrano poszkodowanych... rannych było niewielu. I czy akurat te kilka pocisków musiało tak prze nieszczęśliwie trafić w jej siostry? ...agonia zmysłów. Niewidzialna siła sprawiła, że za kilka cudzych uśmiechów jej ciało oczekiwało na coś co pozornie miało się już dawno wydarzyć. Sucha cisza tego chłodu przechodziła ludzkie zamysły o zmysłach. Ale to ją nie obchodziło, bo przecież jej zmysły zakochały się nietrwaniu. Dookoła jej nieistniejącej egzystencji, cicho szalała mroczna biel ścian. Obłąkane ręce zaginały i odginały brzeg kurtki. Kroki na korytarzy przywróciły ja z niebytu. Teraz stała na własnych nogach. Wpatrywała się w twarz człowieka, którego nie znała jak w twarz ojca który miał powiedzieć: "Tak kocham Cię córeczko nie wyrzeknę się Ciebie". W tej chwili zdawało się że słyszy:
Nie nie znam Cię
Nie znam Twych słów
Nie chcę Cię już oglądać
Nie obchodzisz mnie
Odejdź nim Cię zabije
Nie chce Cię pamiętać
Dusza łka, ojciec dziecka nie poznał
Pan osieraca dzieci z sióstr
Żal daje chęć śmierci
Bóg będzie łkał
Serce się zamknie
Dusza w pył odmieni
Egzystencja się skończy
~
Czarne drzwi jeśli prowadzą do nieba... to nie chce ich przekraczać sama, chcę zawrócić do sióstr. Jeśli tam jest koniec to... niech nastąpi. Drzwi z cichym śpiewem otwierają swe wrota, oślepiają mnie. Nie mam odwrotu, teraz żałuje wiem, że nie powinnam pisać wiersza mego prozą. Wiem,że nic już nie zrobię.
Witaj żarze czyśćca
Witaj Sądzie Ostateczny
Witaj końcu ery człowieczej
Witaj szatanie
Witaj Ojcze, Synu i Duchu.
*"Lampa się nie paliła i mimo to było ciemno." (zabieg celowy)